Rozmowa, Dokumenty historyczne - Instytut pamięci Narodowej, Biuletyn - artykuły

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NIEPRZEDAWNIONE
LUDOBÓJSTWO
ZE SŁAWOMIREM KALBARCZYKIEM I WITOLDEM WASILEWSKIM
ROZMAWIA BARBARA POLAK
B.P. – Minęło siedemdziesiąt lat od podjęcia przez najwyższe organy partyjno-rzą-
dowe Związku Sowieckiego decyzji o wymordowaniu 25 700 obywateli polskich
i od wprowadzenia jej w czyn. Wydaje się, że o Zbrodni Katyńskiej i dotyczą-
cych jej okolicznościach wiemy już wiele. Po bez mała pięćdziesięciu latach Polska
otrzymała bardzo ważne dokumenty. Czy są jeszcze jakieś niejasności, jeśli chodzi
o samą zbrodnię, czy znamy wszystkie jej szczegóły?
S.K. – Technikę rozstrzeliwań w Charkowie i Kalininie znamy z ze-
znań funkcjonariuszy NKWD, którzy w nich uczestniczyli. Paradok-
salnie, najmniej wiemy o przebiegu egzekucji w Katyniu, pierwszym
miejscu, w którym ujawniono ofi ary zbrodni NKWD na polskich
jeńcach wojennych – w tym przypadku nasza wiedza pochodzi
wyłącznie z ekshumacji. Nie wiemy, czy jeńcy po przywiezieniu
na stację w Gniezdowie dalej byli transportowani samochodami
więziennymi od razu na teren ośrodka wypoczynkowego NKWD
i tam rozstrzeliwani bezpośrednio nad dołami, czy też wieziono
ich najpierw tymi samochodami do willi NKWD, gdzie poddawa-
no ich swego rodzaju „obróbce”, odbierano pewne przedmioty,
krępowano ręce. Może dopiero z tej willi innymi samochodami więziennymi byli przewożeni
nad doły. Liczba łusek znalezionych nad samymi dołami wskazuje, że prawdopodobnie bez-
pośrednio tam odbywała się egzekucja, ale z kolei w ustach jednej z ofi ar znaleziono trociny,
co może sugerować pobyt w tej willi. A więc technika rozstrzeliwań w Katyniu nie jest dokład-
nie znana; nie mamy relacji czy zeznań żadnego z uczestników tej egzekucji.
Co prawda, ostatnio pojawiły się informacje, że był świadek egzekucji w Katyniu. Mnie
wydaje się to raczej mało prawdopodobne... Miałby nim być właściciel Gniezdowa, członek
jednej z bliżej nieokreślonych organizacji konspiracyjnych, który – według relacji jego syna
– był aresztowany na Kresach przez NKWD i przetrzymywany w więzieniu w Mińsku. W cza-
sie śledztwa zeznał, że podczas rewolucji bolszewickiej ukrył broń i pieniądze na terenie
Lasu Katyńskiego. Wyjawił to w śledztwie i dla odnalezienia tych rzeczy został zawieziony do
Lasu Katyńskiego przez dwóch funkcjonariuszy NKWD w czasie, gdy trwały egzekucje Pola-
ków. Miał widzieć rozkopane groby, częściowo wypełnione już zwłokami zamordowanych
ofi cerów. Potem miał być umieszczony w areszcie w Gniezdowie, skąd udało mu się uciec.
Różne opinie budzi ta relacja; ja uważam za wątpliwe, by w trakcie trwania operacji NKWD
objętej klauzulą najwyższej tajności – w jakimś drugo-, a nawet trzeciorzędnym (bo doty-
czącym dość odległej przeszłości) śledztwie – przywieziono więźnia, z którym dokonywano
jakiejś penetracji terenu, gdzie przeprowadzano egzekucję. Kolejna wątpliwość: dlaczego
funkcjonariusze NKWD, którzy przyjechali z tym aresztowanym na teren Lasu Katyńskiego,
zostawili go w areszcie w Gniezdowie, a nie odwieźli do Mińska. Poza tym należałoby stwier-
2
dzić, czy areszt w Gniezdowie w ogóle istniał. Tych zagadek jest wiele. Z relacji tej wynika,
że mężczyzna ów sporządził dla władz polskich w Londynie raport o swoim pobycie w Katyniu
w czasie odbywającej się tam egzekucji. Jednak taki dokument nigdy nie został odnaleziony.
Niezależnie od wszystkiego, z tej relacji nie wynika żadna nowa wiedza na temat samej eg-
zekucji, ponieważ ów świadek miał widzieć tylko rozkopane doły i zwłoki.
W. W. – Był to Edward Koźliński, a relację przekazał synowi Zbi-
gniewowi, który zawarł ją w swoich wspomnieniach. Wiarygod-
ność Zbigniewa Koźlińskiego i jego późniejszych wypraw do
Katynia wraz ze zwiadem AK potwierdzają akowcy z Nowogród-
czyzny. Potwierdzają oni również, że podjęto próbę przekazania
zdobytych informacji kierownictwu Polskiego Państwa Podziem-
nego. Interpretując fi asko przedsięwzięcia, akowcy wyjaśniali,
że władze nie były wówczas zainteresowane zaostrzaniem sto-
sunków z państwem sowieckim i podeszły do tego raportu bar-
dzo sceptycznie – nie chciano wierzyć zawartym w nim informa-
cjom i bano się ujawnienia ich w sposób „nieodpowiedni”.
Jeśli chodzi o politykę, to bez wątpienia przed rokiem 1943,
a nawet później, rząd polski dążył do porozumienia ze Związkiem
Sowieckim. W relacjach (jedynie ustnych) tych osób z nowogródzkiego AK padają nawet
takie zarzuty, że władze polskie za wszelką cenę starały się „wygaszać” to źródło informacji
o zbrodni, podejmując celowe działania uniemożliwiające kolportowanie tych wiadomości.
S.K. – Trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego „raport Koźlińskiego” nie wypłynął w mo-
mencie, kiedy był potrzebny, w 1943 r. Władze polskie stanęły przecież wobec problemu
udowodnienia – także swojemu brytyjskiemu sojusznikowi – że ich opinia o tym, iż zrobili
to Sowieci, jest na czymś umocowana. Taki raport byłby znakomitym argumentem przema-
wiającym „za”.
W. W. – Nic mi nie wiadomo o tym, by raport dotarł do Londynu. Najprawdopodobniej za-
blokowano go już w okupowanej Polsce. Te osoby z Nowogródczyzny, które go przekazały
władzom AK, nie mają i nie mogą mieć wiedzy, czy został wysłany dalej.
S.K. – Można zadać pytanie, czy słuszne jest założenie, że po układzie Sikorski-Majski
władzom polskim tak bardzo zależało na współpracy, iż za wszelką cenę nie chciały drażnić
strony sowieckiej. Okres od sierpnia 1941 r. aż do momentu zerwania stosunków pełen
jest konfl iktów dotyczących różnych spraw; jedną z nich jest sprawa zaginionych ofi cerów.
Władze polskie, w mojej opinii, nie uprawiały strusiej polityki, polegającej na niepodej-
mowaniu spraw drażliwych, kontrowersyjnych: żądały wypełnienia amnestii i wszystkie fakty
dotyczące jej łamania natychmiast zgłaszały władzom sowieckim.
Zatem nie znajduję w tym okresie tylu i tak jednoznacznych faktów wspierających tezę,
że władze polskie za wszelką cenę łagodziły swoje konfl ikty z sowieckim partnerem. Teza
o próbie wyciszania informacji zawartych w tym raporcie jest dla mnie bardzo wątpliwa.
W. W. – Jestem zupełnie odmiennego zdania. Od układu Sikorski-Majski rząd polski cały
czas, aż do zerwania stosunków w kwietniu 1943 r., usilnie starał się nie drażnić Związku
3
Sowieckiego i prowadzić politykę stawiającą wszystko na sojusz z nim. Oczywiście, bronił
naszych interesów, choćby w kwestii realizacji samego układu Sikorski-Majski, ale np. nie
podejmował żadnych działań propagandowych przeciw Związkowi Sowieckiemu. Starał
się wygaszać nastroje antysowieckie – od żołnierzy wyjeżdżających z ZSRS, ewakuujących
się w 1942 r. z Armią Andersa do Persji, zbierano przysięgę, że nie będą rozpowiadać
o tragicznych przeżyciach i doświadczeniach w Związku Sowieckim. Jeszcze przed ogło-
szeniem przez Niemców odkrycia ciał pomordowanych polskich jeńców wojennych w Ar-
mii Andersa zdawano sobie sprawę, że zaginięci polscy wojskowi zostali zamordowani,
więc na terenie Persji odprawiono za zmarłych Mszę św. W Londynie uznano, że wydarze-
nia podtrzymujące takie nastroje psują nasze stosunki ze Związkiem Sowieckim, doszło
w tej sprawie nawet do wymiany depesz.
Noty w sprawie zaginionych ofi cerów były przez stronę polską wysyłane wielokrotnie,
głównie w drugiej połowie 1941 r., po zawarciu układu Sikorski-Majski; kilka miesięcy
trwały intensywne poszukiwania, ale już w grudniu tego roku Józef Stalin w rozmowach
z Władysławem Sikorskim i Władysławem Andersem opowiadał na temat zaginionych rze-
czy absurdalne. Wniosek mógł być jeden – ci ludzie zostali zgładzeni albo są przetrzymy-
wani i z premedytacją nie są wydawani stronie polskiej, mimo łączących nas stosunków
sojuszniczych.
Szczególnie bolesna była możliwość, że są zamordowani, ale druga ewentualność też
była bardzo złowróżbna. Od 1942 r. niejako przyjęto do wiadomości, że sprawa po-
szukiwań ofi cerów utknęła w martwym punkcie, chociaż nadal słane były w tej sprawie
noty, trwały też nieskuteczne i z góry skazane na niepowodzenie poszukiwania prowadzone
przez Józefa Czapskiego. Nadzieje związane w tym okresie z poszukiwaniami oparte były,
powiedzmy to wprost, na absurdalnym założeniu, że te tysiące ludzi „bez wiedzy” władz
w Moskwie „zagubiło” się gdzieś w sowieckim interiorze. Trwała więc gra pozorów. Rów-
nocześnie rząd polski nie podjął na arenie międzynarodowej, aż do 1943 r., żadnej akcji
propagandowej, która by piętnowała za to Związek Sowiecki. Dlaczego? Bo postawił na
kartę kompromisu z ZSRS. Nawet wtedy, gdy w kwietniu 1943 r. Niemcy ogłosili odkrycie
ciał w grobach katyńskich, postawa rządu polskiego była bardzo ostrożna. Co więcej,
chociaż zbrodnia była sowiecka, to Stalin przyjął postawę agresywną – oskarżył Polaków
i zerwał stosunki dyplomatyczne z Polską.
S.K. – Staram się patrzeć na te polityczne kwestie bardziej ogólnie. Ze swej strony nie widzę
polityki nadmiernych ustępstw rządu polskiego wobec Związku Sowieckiego. Po układzie
Sikorski-Majski było wiele spraw konfl iktowych, np. w kwestii obywatelstwa; mamy tzw. woj-
nę not w sprawie granic, a właściwie granicy wschodniej; konfl ikt w sprawie paszportów.
Władze polskie od nich nie stroniły. Był także konfl ikt o to, gdzie ma walczyć armia tworzo-
na przez Andersa. Doszło w tej sprawie na Kremlu do spięcia między Sikorskim a Stalinem
w grudniu 1941 r.
Kolejna sprawa to upomnienie się o Henryka Ehrlicha i Wiktora Altera, pracowników
polskiej ambasady, polskich obywateli, którzy zostali w czasie wizyty gen. Sikorskiego w ZSRS
aresztowani (o czym nie poinformowano strony polskiej) pod fi kcyjnym zarzutem współpracy
z Niemcami. Obaj zmarli w sowieckich więzieniach. Polska polityka, oczywiście, zawierała
również elementy kompromisowe. Co więcej, byliśmy mocno powiązani z Wielką Brytanią,
która prowadziła politykę bardzo prosowiecką. Mimo wszystko nasza polityka zdobywała się
także na stanowcze kroki, było ich, moim zdaniem, całkiem niemało.
4
B.P. – Właściwie niewiele wiemy również o ostatnich chwilach jeńców.
W. W. – Trzeba podkreślić, że NKWD bało się buntu tych skazanych na śmierć jeńców
wojennych. To były przecież tysiące ludzi. Przeprowadzano całą, bardzo przemyślaną akcję
dezinformacji jeńców, co do ich przyszłego losu. Wyjeżdżając z obozów, już w transportach
śmierci, czy to do więzienia NKDW w Charkowie, czy do więzienia w Kalininie, czy do
Katynia, oni nie wiedzieli, że jadą na śmierć. Myśleli, że jadą bądź do krajów neutralnych,
bądź że będą przeniesieni do innego obozu. I można domniemywać, że zorientowali się
o tym, co ich czeka, dopiero w ostatniej chwili swojego życia, np. tuż po wejściu do małej
celi w piwnicy w Charkowie...
B.P. – ...ale w przypadku śmierci nad dołem przecież wcześniej musieli słyszeć
salwy...
S.K. – To wszystko są nasze domysły. Akcja dezinformacyjna prowadzona w obozach w sto-
sunku do jeńców w Kozielsku i Starobielsku była rzeczywiście niesłychanie precyzyjna i do
ostatniego niemal momentu bardzo skuteczna. Może trochę mniej skuteczna była w od-
niesieniu do policjantów przebywających w Ostaszkowie, bo oni żywili pewnego rodzaju
obawy co do swojego losu. Sowieci uważali policję za organ represji „pańskiej” Polski,
więc policjanci spodziewali się „czegoś niedobrego” – że mogą zostać zesłani na Sybir na
katorgę albo pójść do więzienia.
B.P. – Mówiliśmy o wojskowych i o policjantach. Mocą tej samej decyzji Biura Poli-
tycznego ZSRS zamordowano także kilka tysięcy zaaresztowanych obywateli pol-
skich, przebywających w więzieniach. Brak świadków tej części Zbrodni Katyńskiej
jest jeszcze bardziej dotkliwy.
W. W. – W przypadku więźniów ze Starobielska, zamordowanych w Charkowie, i Ostaszko-
wa, zamordowanych w Twerze – nasza wiedza jest bardzo duża. Wynika ona zarówno z ma-
teriałów NKWD, jak i z zeznań osób biorących udział w egzekucjach. Materiały te zebrano
podczas śledztwa prowadzonego przez Generalną Prokuraturę Wojskową Rosji na początku
lat dziewięćdziesiątych. Nie dysponujemy analogicznymi czy porównywalnymi wiadomościa-
mi w odniesieniu do ofi ar z więzień tzw. Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi.
S.K. – To jest istotnie bardzo trudna pod względem źródłowym sytuacja, przede wszystkim
jeśli chodzi o sprawców. Możemy przypuszczać, że w rozstrzeliwaniu cywilnych więźniów
w Charkowie brali udział ci sami funkcjonariusze NKWD, którzy rozstrzeliwali tam polskich
ofi cerów ze Starobielska, ale jednoznacznie nie da się tego stwierdzić. Jeszcze mniej wie-
my o tych enkawudzistach, którzy przeprowadzali egzekucje w Kij owie. Praktycznie nic nie
wiemy na temat funkcjonariuszy NKWD, którzy rozstrzeliwali obywateli polskich w więzieniu
w Chersoniu. Takich danych nie mamy.
W sprawie katyńskiego mordu na cywilach jest wiele innych wątpliwości. Wiemy, że
łącznie na Ukrainie zamordowano 3345 osób. Tymczasem rozkazy mówią o tym, że z wię-
zień na tzw. Zachodniej Ukrainie do więzień w Kij owie, Chersoniu i Charkowie należy
przewieźć tylko 3 tys. osób. Skąd zatem ta „nadwyżka”? Podobnie jest z bilansem za-
mordowanych cywili z więzień tzw. Zachodniej Białorusi. Rozkaz Ławrientij a Berii mówi
5
o przewiezieniu 6 tys. więźniów z więzień kresowych do więzień w Mińsku, Charkowie,
Chersoniu i Kij owie. „Nadwyżka” w liczbie zamordowanych obywateli polskich wynosi
zatem 1305. Istnieją na ten temat różne hipotezy, z których jedna mówi, że oni już prze-
bywali w tych więzieniach i nie było potrzeby dowożenia ich na egzekucję. Pewne dane
jednostkowe ukazują rzecz zupełnie paradoksalną – część osób, które zostały stracone
w egzekucjach przeprowadzonych na więźniach, do kwietnia czy też do maja 1940 r. nie
była aresztowana, nie była w więzieniach. Decyzja w ich sprawie została podjęta 5 marca
1940 r., choć w tym czasie byli dopiero przewidziani do aresztowania i później zostali do
tych więzień dosłani.
B.P. – Czy liczba zamordowanych na mocy decyzji Berii jest ostatecznie ustalona?
S.K. – Wydaje się, że raczej nic do niej dodać nie można. Liczba ta została ustalona na podsta-
wie skrupulatnej analizy wielu dokumentów, więc trudno myśleć w kategoriach jej zmiany.
W. W. – W sumie wynosiła 25 700 osób, z tego 14 700 z trzech obozów specjalnych: Ko-
zielsk, Starobielsk i Ostaszków, i 11 tys. z więzień Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białoru-
si; 14 700 było liczbą zbliżoną do liczby przetrzymywanych jeńców w obozach specjalnych.
I te 14 700 osób z decyzji, a nawet nieco ponad tę liczbę, jeśli uwzględnimy dokumentację
operacyjną, zostało wymordowanych.
Z dokumentów NKWD, którymi dysponujemy, z różnych zbiorczych zestawień robionych
po 1943 r., m.in. przez Szelepina w roku 1959, wynika natomiast, że w pełni „nie zreali-
zowano” decyzji wymordowania 11 tys. więźniów, cywilów.
B.P. – Jak można scharakteryzować tę „więzienną” populację zamordowanych Po-
laków?
W. W. – Możemy mówić jedynie o „liście ukraińskiej”, bo imiennej „listy białoruskiej” nie
mamy. Ogólny profi l tej społeczności był, mimo pozorów, dość podobny do tego z obozów
jenieckich. Nie było tu raczej ofi cerów powołanych w 1939 r. z rezerwy do służby czynnej,
jej część jednak stanowili ofi cerowie w stanie spoczynku, ludzie służący niegdyś w mundu-
rach; były osoby zaangażowane w służbę państwową, urzędnicy państwowi, samorządowi,
prokuratorzy lub sędziowie, działacze polityczni, także ziemianie, przy czym w wypadku
wielu z nich można mówić o przynależności do więcej niż jednej wymienionej kategorii
naraz. Łączyła ich przynależność do byłej i potencjalnej elity państwotwórczej.
S.K. – Uchwała Biura Politycznego mówi wyraźnie i bez żadnych niedomówień, że ma być
wymordowanych 11 tys. więźniów. Decyzję o wydaniu wyroków śmierci miała podejmować
„trójka” w składzie Wsiewołod Mierkułow, Bachczo Kobułow, Leonid Basztakow. Jak to
było możliwe, że „trójka”, będąca organem władzy podrzędnym wobec Biura Polityczne-
go – w istocie tej uchwały nie wykonała, obniżyła liczbę rozstrzelanych o prawie 4 tys.?
Uchwała mówiła, że 11 tys. ma być rozstrzelanych, więc „trójka” miała formalnie tych
11 tys. wyroków „wydać”, a nie dokonywać zmiany tej liczby.
W. W. – Decyzja Biura Politycznego i jego członków, włącznie ze Stalinem, została podję-
ta w oparciu o propozycję, którą sporządził Beria, niebędący wówczas nawet członkiem
6
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • korneliaa.opx.pl