Rozdział I - Light,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Light
ZagubionaWCiszy
1
1. Zludzenie
,,Nikt nie rozumie samobójców,każdy patrzy na nich obojętnym wzrokiem,a
większość z nas nie ma o nich pojęcia. Uważamy, że to normalne dzieciaki a nie
zamknięte w sobie cierpiące osoby, które w każdej chwili mogą się poddać, przestać
walczyć. Może dlatego nie umiemy im pomóc. Ale kiedy, już pomagamy nie zawsze
robimy to dobrze. Wydaje nam się, że jest z nim lepiej, choć tak naprawdę
doprowadzamy ich do jeszcze gorszego stanu. Osobiście nigdy nie myślałam o
samobójstwie,znalazłam swoje miejsce na Ziemi i jest mi w nim dobrze. Nie zawsze
samobójcy jest źle w danym miejscu, to ludzie sprawiają,że w końcu się łamie i żegna
się ze światem,który tak naprawdę wiele kiedyś dla niego znaczył."
-
przeczytałam
fragment w książce.
- Mam nadzieję,że dobrze się wsłuchaliście w ten hmm...reportaż. Moglibyście mi
powiedzieć jak sądzicie, co kierowało jego twórcę? - zapytała nauczycielka.
Nerwowo bazgrałam po zeszycie czekając na dzwonek.
-Jak widzę nie macie dzisiaj za dużo odwagi, no proszę przyjmę każdą propozycję.
Nie bójcie się, to nie na ocenę. -namawiała nas. Po klasie przeszły ciche szmery i na
tym się skończyło.
-W takim razie sama się wypowiem. Samobójstwo to na pewno nie jest dla was łatwy
temat, ale jak już zapewne zauważyliście wiele osób wpada w tak zwany
nałóg
samobójczy. Zaczyna się niewinnie. Najpierw się tym po prostu interesujecie, później
lekkie zabawy cyrklem,ale w końcu zaczynacie wbijać go sobie coraz głębiej.
Przechodzicie w następny etap czyli cięcie się żyletką. Na początku nie zdajecie
sobie sprawy z tego co robicie. Nie widzicie w cięciu się niczego groźnego aż cięcie
się zamienia w obsesje, nie umiecie już bez tego żyć. Zagłębiacie się coraz bardziej w
swoim smutku, bólu i strachu. Łatwo was zranić. Nie wyobrażacie sobie własnego
życia. I w końcu popełniacie samobójstwo, myśląc o nim jak o czymś dobrym. Tak
naprawdę to ucieczka od życia i nic więcej.- zakończyła wykład z długim
westchnieniem.
2
Nareszcie zadzwonił dzwonek i jak inni poderwałam się z krzesła. Ględzenie o,
samobójstwie mnie tak naprawdę nie obchodziło. Byłam jedną z tych wielu
ludzi,którzy patrzyli na samobójców zobojętniałym wzrokiem. Wyszłam z klasy
niczym nie wzruszona z trochę naburmuszoną miną.
- Hej. Co taka nie w sosie?
Ten głos poznałabym wszędzie ciepły i słodki jak czekoladowy cukierek, oczywiście
jego właściciel, był tak samo słodki.
- Dlaczego nie w sosie? - odpowiedziałam pytaniem.
-Nie wiem, tak mi się jakoś zdawało - mówiąc to, mój luby zaczął mnie do siebie
przyciągać.
-Wcale a wcale nie jestem, nie w sosie. Wręcz przeciwnie.- uśmiechnęłam się do
niego promiennie, na co on odpowiedział mi jednym ze swoich zniewalających
uśmiechów.
-Wierz, że cię strasznie kocham? -mruknął.
- No...mam taką nadzieję. -zażartowałam.
-No, co ty nie powiesz?-zachichotał.
Przytulił mnie przy okazji zdejmując mi torbę z ramienia i rzucił ją niedbale na
podłogę po czym złożył na moich ustach pocałunek. Zaparło mi dech, zapomniałam o
bardzo przydatnej rzeczy, jaką było oddychanie. Powoli zaczęłam dochodzić do
siebie,przestałam stać jak kukła i postanowiłam mu pomóc , aby nasza gra warg była
jeszcze lepsza. Przestałam robić z siebie palanta, kompletnie nie umiejącego się
całować dzięki, czemu nasz niewinny pocałunek stał się bardzo namiętny. Przed
oczami mignęła mi postać jakiegoś chłopaka, oderwałam się błyskawicznie od Jacka.
-Co, zrobiłem coś źle? Jeśli tak, to nie chciałem...
Nie dałam mu dokończyć zdania.
-Ciii...
Położyłam mu palec na ustach mając nadzieje, że nie uzna mnie za idiotkę.
- To moja wina. Zobaczyłam coś, co mnie przeraziło. -przyznałam.
Pokiwał ze zrozumieniem głową. Podniosłam torbę i założyłam ją na ramię.
3
- Skończyłeś już lekcje?- zmieniłam temat tylko po to, aby się nie dopytywał co
takiego zobaczyłam.
- Nie, mam jeszcze jedną. A ty?- podłapał zmianę tematu.
- To była moja ostatnia. Zaraz idę do domu. - odpowiedziałam szybko.
- Ach, to się już nie zobaczymy. - posmutniał.
- Nie przesadzaj. Jesteśmy dzisiaj umówieni.- przypomniałam.
-Wiem. Tylko,że planowa...A właśnie, co cię tak przestraszyło? - zaczął.
- Tylko,że planowa... ,możesz dokończyć. - nalegałam.
- Już nic. To na prawdę nic ważnego. Co cię tak przestraszyło?- ponowił próbę.
- Pająk.-skłamałam.
- Pająk. - wykrztusił dławiąc się ze śmiechu.
-Ej nie śmiej się, wierz jak się ich boję. - udałam obrażoną.
Na potwierdzenie tego cofnęłam się od niego o, trzy kroki robiąc obrażoną minę.
-Przepraszam. Wybaczysz mi? - kiedy, to mówił powoli się do mnie przysuwał.
-Nom- powiedziałam niewinnie jak mała dziewczynka. Mój głos był w tym
momencie przepełniony słodyczą pięciolatki.
-Ej Jack, pobudka, dzwonek.- wydarł się jakiś chłopak.
Jack zmarszczył na niego brwi.
-Już był dzwonek - kontynuował blondyn.
-No dobra, już idę.-odrzekł Jack.
-Idź,idź bo się spóźnisz.-ponagliłam go.
Uśmiechnął się do mnie po czym powlókł się do klasy.
Nie rozmyślając długo, zeszłam po schodach na parter i wyszłam ze szkoły.
Założyłam na siebie ulubioną czarną skórzaną kurtkę i ruszyłam na przystanek
autobusowy. W połowie drogi zaczął lać deszcz, strużki wody spływały po mnie jak z
rynny. Zimny przenikliwy wiatr oraz grad, który pojawił się w raz z deszczem,
biczował mnie po twarzy. Nagle zrobiło się przerażająco ciemno, temperatura spadła
przynajmniej o, dziesięć stopni. Próbowałam rozgrzać zziębnięte ręce chuchając na
nie,ale moje starania poszły na marne. Zaczęłam żałować, że tak szybko wyrwałam
4
się z cieplutkiej szkoły. Marznięcie na dworze nie było niczym przyjemnym.
Wstąpiłam do studenckiej kafejki z zamiarem ogrzania się i przeczekaniem
pogodowego
piekła
panującego na dworze. Ledwie przekroczyłam próg kafeterii,a
już poczułam przyjemne ciepło oraz zapach kawy z mlekiem i całej masy jej ziaren.
Wpatrzyłam w tłumie dzieciaków swoją najlepszą przyjaciółkę, która
energicznie mi machała i wskazywała na miejsce obok. Podążyłam w jej kierunku.
- Hej, Emily. - przywitała mnie z entuzjazmem.
- Cześć. -wymamrotałam.
Klapnęłam na krzesło obok niej. Taa...Emily, imię dobre dla trzynastolatki. Jestem
odpowiednikiem
Emily the Strange,
tak samo mroczna tylko,że ja mam 16 lat. A
moje imię ciągnie się za mną jak koci ogon. Zdjęłam kaptur z głowy i zawiesiłam
kurtkę na oparciu krzesła.
-Zamówiłam dla ciebie kawę.-rozpoczęła rozmowę moja przyjaciółka.
- Dzięki. -odpowiedziałam.
-Jesteś przemoknięta do suchej nitki, jak nie przestanie padać to stąd nie wyjdziemy.-
zażartowała.
-To przemoknięcie, aż tak bardzo widać?-zapytałam bardziej siebie niż ją.
-No pewnie.
Rozpuściłam długie czarne włosy, które opadły mi na ramiona obdarzając całe moje
ciało napadem drżenia z zimna. Podeszłam do baru po kawę, podałam kubeczek
Haven po czym upiłam ze swojego malutki łyczek. Kawa zadziałała błyskawicznie
rozgrzewając całe moje zziębnięte ciało.
-Nie ma to jak ciepła, pyszna kawa.-przyznałam się bez bicia.
-No. A jak, tam ci się układa z Jackiem?
-Całkiem dobrze. -odpowiedziałam nie zdradzając szczegółów.
- Ach, jak ja ci zazdroszczę. -wypaliła.
-A co, coś nie tak z Erykiem? -zapytałam zaniepokojona.
-Zostawił mnie. -wyjąkała ze łzami w oczach.
-Co za dupek. -wyrwało mi się.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]