Słońce o północy całosc, Zmierzch slonce o północy 12+ 13 dodatkowych rozdziałow całość

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
S£OÑCE O PÓ£NOCY„Zmierzch” oczami Edwarda2Tytu³ orygina³uMidnight Sun – Edward’s StoryRedakcja i korektaKaro.Z2010Wydanie II poprawione3SPIS TREŒCIKSIÊGA I....................................................................................................................................... 51. PIERWSZE SPOTKANIE ................................................................................................. 72. OTWARTA KSIÊGA .........................................................................................................223. NIESAMOWITE ZDARZENIE .....................................................................................414. WIZJE ..................................................................................................................................565. ZAPROSZENIA .................................................................................................................676. GRUPA KRWI ...................................................................................................................867. MELODIA .........................................................................................................................1038. DUCH .................................................................................................................................1149. PORT ANGELES .............................................................................................................12110. TEORIA ............................................................................................................................14011. PRZES£UCHANIA .......................................................................................................15812. KOMPLIKACJE .............................................................................................................178KSIÊGA II .................................................................................................................................19113. BALANSOWANIE .........................................................................................................19314. WYZNANIA....................................................................................................................19815. SI£A WOLI ....................................................................................................................21516. CULLENOWIE ..............................................................................................................22317. CARLISLE .......................................................................................................................22718. MECZ ...............................................................................................................................23419. POLOWANIE .................................................................................................................24920. PO¯EGNANIA ...............................................................................................................26145KSIÊGA IS£OÑCE O PÓ£NOCYSTEPHENIE MEYER671. PIERWSZE SPOTKANIETo by³a ta czeœæ dnia, któr¹ najchêtniej bym przespa³.Liceum.Ale chyba lepszym okreœleniem tego miejsca by³by czyœciec. Jeœli by³ jakikolwiek sposób, bym odpokutowa³ swoje grzechy, to co mia³o nadejœæ, by³o pewn¹ miar¹ pokuty. Ta nuda nie by³a czymœ, do czego móg³bym kiedykolwiek przywykn¹æ. Ka¿dy dzieñ stawa³ siê bardziej niewyobra¿alnie monotonny ni¿ poprzedni.Przypuszcza³em, ¿e to by³a forma snu, jeœli sen mo¿na definiowaæ jako bez³adny stan miêdzy okresami aktywnoœci. Szybko przeszed³em przez pomieszczenie do najbardziej oddalonego k¹ta kafeterii, wyobra¿aj¹c sobie wzory na œcianach, których tak naprawdê tam nie by³o. By³ to jedyny sposób, by zag³uszyæ g³osy, które gaworzy³y niczym szum rzeki w mojej g³owie.Setki tych g³osów ignorowa³em ze znudzenia.Kiedy jakaœ myœl przychodzi³a do ludzkiego umys³u, mimowolnie j¹ s³ysza³em. Dzisiaj wszystko krêci³o siê wokó³ b³ahego dramatu wszystkich uczniów. To œmieszne. Wystarczy³o tak niewiele by wszystkie myœli skupi³y siê wokó³ jednej osoby. Zwyczajnej dziewczyny, która by³a now¹ twarz¹ w tym mieœcie. Ta ekscytacja, towarzysz¹ca jej przybyciu by³a ³atwa do przewidzenia. To tak, jakby podarowaæ b³yszcz¹cy przedmiot dziecku. Czêœæ uczniów p³ci mêskiej wyobra¿a³o sobie, ¿e s¹ zakochani w tej dziewczynie tylko dlatego, ¿e by³a czymœ nowym na co mogli popatrzeæ. Tym usilniej stara³em siê zag³uszyæ ich myœli.By³y tylko cztery g³osy, które zag³usza³em raczej z grzecznoœci, ni¿ odrazy; mojej rodziny - moich dwóch braci i dwóch sióstr. Nie mog³em dopuœciæ, by w mojej obecnoœci nie posiadali choæ odrobiny prywatnoœci. Dawa³em im jej tyle, ile by³em w stanie. Stara³em siê nie s³uchaæ jeœli to mia³oby im pomóc.Robi³em wszystko co w mojej mocy, ale ci¹gle s³ysza³em…Rosalie jak zwykle myœla³a o sobie. Lubi³a przygl¹daæ siê odbiciom swojego profilu w szklankach uczniów, oraz rozprawiaæ na temat swojej doskona³oœci. Rosalie by³a p³ytka jak sadzawka z kilkoma niespodziankami.Emmett wœcieka³ siê o mecz, który przegra³ zesz³ej nocy z Jasperem. Zbiera³ ca³¹ swoj¹ energiê na rewan¿, który mieli rozegraæ dziœ po szkole. Nigdy nie mia³em wyrzutów sumienia pods³uchuj¹c jego myœli, bo nie by³o rzeczy, której nie powiedzia³by g³oœno lub nie sprawi³ by sta³a siê rzeczywistoœci¹. Jedynie czu³em siê winny czytaj¹c umys³y innych, poniewa¿ wiedzia³em, ¿e s¹ rzeczy, o których woleliby ¿ebym nie wiedzia³. Jeœli umys³ Rosalie by³ p³ytk¹ sadzawk¹, to ten, Emmetta mo¿na okreœliæ jako przejrzyste jezioro wolne od tajemnic.A Jasper by³… cierpi¹cy. St³umi³em westchnienie.Edward. Alice wypowiedzia³a moje imiê w swojej g³owie, co zwróci³o moj¹ uwagê. By³o zupe³nie tak samo, jakby wypowiedzia³a je na g³os. Cieszy³em siê, ¿e moje imiê ju¿ dawno wysz³o z mody – to by³oby wkurzaj¹ce, gdy kiedykolwiek i ktokolwiek myœla³by o jakimœ Edwardzie moja g³owa odwraca³aby siê automatycznie.8W tej chwili moja g³owa siê nie odwróci³a. Byliœmy ju¿ wprawieni w tego typu poufnych rozmowach. To taki kamufla¿, by nikt nas nie przy³apa³. Ca³y czas patrzy³em na brzeg naszego stolika.Jak on siê trzyma? spyta³a mnie.Podnios³em jedynie k¹cik ust. Nic co mog³oby zaciekawiæ innych. To z ³atwoœci¹ mog³o byæ oznak¹ znudzenia.Mentalny ton Alice zaalarmowa³ mnie. Zobaczy³em w jej umyœle, ¿e obserwuje Jaspera w swojej wizji. Czy istnieje jakieœ niebezpieczeñstwo? Przeszuka³a najbli¿sz¹ przysz³oœæ œlizgaj¹c siê przez wizje monotonii, do Ÿród³a mojego znudzenia.Powoli odwróci³em g³owê w lewo w stronê œciany, potem w prawo w stronê stolików, przy których siedzieli uczniowie. Tylko Alice wiedzia³a czemu to robiê. Po prostu to by³o znakiem zaprzeczenia.RozluŸni³a siê. Daj mi znaæ, jak bêdzie z nim gorzej.Poruszy³em tylko oczami w t¹ i z powrotem.Dziêkujê, ¿e to robisz.By³em wdziêczny, ¿e nie musia³em g³oœno udzieliæ jej odpowiedzi. Niby co mia³bym rzec? „Ca³a przyjemnoœæ po mojej stronie”? By³o by to trudne. Nie lubi³em s³uchaæ zmagañ Jaspera. Czy naprawdê by³o konieczne, by sprawdzaæ go w ten sposób? Czy nie by³o bezpieczniejszego sposobu, by uœwiadomiæ sobie, ¿e on nigdy nie bêdzie na tyle silny by zag³uszyæ swoje pragnienie? Nie powinniœmy nara¿aæ go na takie pokusy jak sto³ówka pe³na dzieciaków. Czemu pozwalaliœmy balansowaæ mu na granicy katastrofy? Minê³y dwa tygodnie od ostatniego polowania. To by³ trudny czas dla nas wszystkich, ale potrafiliœmy sobie z tym radziæ. Uczucie niewygody pojawia³o siê tylko wtedy, gdy jakiœ cz³owiek przechodzi³ zbyt blisko, a wiatr wia³ w z³¹ stronê. Jednak ludzie rzadko kiedy podchodzili zbyt blisko. Instynkt podpowiada³ im to, czego ich umys³y mog³yby nigdy nie zrozumieæ: byliœmy niebezpieczni.A Jasper by³ obecnie bardzo niebezpieczny.W tej chwili ma³a dziewczynka zatrzyma³a siê przy s¹siednim stoliku i przesta³a rozmawiaæ z przyjació³k¹. Zarzuci³a swoje piaskowe w³osy przebieraj¹c w nich palcami. Jej zapach tak silnie przez nas odczuwalny polecia³ dok³adnie w naszym kierunku. Przywykn¹³em ju¿ do sposobu, w jaki oddzia³uj¹ na mnie takie zapachy. Poczu³em suchoœæ w gardle, puste westchnienie w ¿o³¹dku… Odruchowo moje miêœnie napiê³y siê, a w ustach poczu³em nadmierny przyp³yw jadu.To by³o ca³kiem normalne, dlatego ³atwo to ignorowa³em. Obecnie by³o po prostu trudniej, poniewa¿ uczucia by³y silniejsze, podwojone, gdy obserwowa³em reakcjê Jaspera… Podwójne pragnienie by³o du¿o bardziej uci¹¿liwe.Jasper odp³yn¹³ pogr¹¿ony w swoich fantazjach. Wyobra¿a³ sobie siebie stoj¹cego obok tej ma³ej dziewczynki. Myœla³ o tym, ¿e schyla siê, tak jakby chcia³ jej szepn¹æ do ucha, a zamiast tego pozwoli³, by jego usta dotknê³y jej gard³a. Rozkoszowa³ siê tym szalonym têtnem, które móg³ czuæ na swoich wargach przez cienk¹ warstwê skóry.Kopn¹³em jego krzes³o.Przez jak¹œ minutê si³owa³ siê ze mn¹ na spojrzenie, a potem spuœci³ wzrok. S³ysza³em wstyd i buntownicz¹ walkê w jego g³owie.- Przepraszam – mrukn¹³ Jasper.9Wzruszy³em ramionami.- Nie zamierza³eœ nic zrobiæ – Alice szepnê³a do niego z przekonaniem – zobaczy³abym to.Na mojej twarzy pojawi³ siê specyficzny grymas. Wiedzia³em, ¿e to, co mówi³a by³o k³amstwem. Musieliœmy trzymaæ siê razem. Alice i ja. Nie by³o ³atwo s³yszeæ g³osy w g³owie, czy mieæ wizje przysz³oœci. Wiedzia³em, ¿e nikt nie powinien nam tego zazdroœciæ… Nie by³o czego… Dwa œwiry pomiêdzy tymi, co ju¿ od dawna byli szaleñcami. Starannie chroniliœmy nasze sekrety.- Bêdzie ci ³atwiej, jeœli pomyœlisz o nich jak o ludziach – zasugerowa³a Alice. Jej wysoki, melodyjny g³os by³ zbyt szybki, by ludzkie ucho mog³o go zrozumieæ. Jeœli ktoœ by³by wystarczaj¹co blisko, by go us³yszeæ. – Nazywa siê Whitney. Ma malutk¹ siostrê, któr¹ uwielbia. Jej mama zaprosi³a Esme na to przyjêcie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • korneliaa.opx.pl