Rozdział 15 (tł. Kath), Maggie Stiefvater - Drżenie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział piętnasty
Grace
- Śpisz? – głos Sama ledwie był szeptem, lecz w ciemnym pokoju, gdzie nie pasował, brzmiało
to jak krzyk.
Przewróciłam się na łóżku w stronę podłogi, gdzie leżał - ciemny tobołek zawinięty w
gniazdko kocy i poduszek. Jego obecność, tak dziwna i cudowna, wydawała się wypełniać pokój i
naciskać na mnie. Nie sądzę, abym kiedykolwiek znów mogła zasnąć.
- Nie.
- Mogę zadać ci pytanie?
- Już to zrobiłeś.
Zastopował, rozważając te słowa.
- Mogę więc zadać ci dwa pytania?
- Już to zrobiłeś.
Sam jęknął i rzucił jedną z kanapowych poduszek w moją stronę. Zatoczyła łuk w oświetlonym
światłem księżyca pokoju, niczym czarny pocisk, muskając bezszkodliwie moją głowę.
- Więc jesteś cwaniarą.
Uśmiechnęłam się szeroko w ciemności.
- Okay, pogram z tobą. Co chcesz wiedzieć?
- Zostałaś ugryziona. – ale to nie było pytanie. Mogłam usłyszeć zainteresowanie w jego
głosie, wyczuć napięcie w jego ciele, nawet z odległości pokoju. Wśliznęłam się w moje koce,
ukrywając się przed tym, co powiedział.
- Nie wiem.
Głos Sama wzniósł się ponad szept.
- Jak możesz nie wiedzieć?
Wzruszyłam ramionami, jednak nie mógł tego widzieć.
- Byłam młoda.
- Też byłem młody. Wiedziałem, co się działo. – gdy nie odpowiedziałam, spytał: - Czy to
powód dla którego po prostu tam leżałaś? Nie wiedziałaś, że mają zamiar cię zabić?
Gapiłam się na ciemny kwadrat nocy przez okno, zatracona we wspomnieniach o Samie jako
wilku. Paczka otoczyła mnie, języki i zęby, wycia i drżenia. Jeden wilk stał z boku, jego pokryta lodem
kreza była najeżona przez całą długość szyi, drżał, gdy obserwował mnie leżącą na śniegu. Leżąc w
zimnie, pod ciemniejącym białym niebem, utrzymywałam na nim mój wzrok. Był piękny: dzikie i
ciemne, żółte oczy wypełnione ze złożonością, której nie mogłam pojąć. Wydzielał z siebie taki sam
zapach jak reszta wilków wokół mnie – bogaty, dziki, piżmowy. Nawet teraz, gdy leżał w moim
pokoju, byłam w stanie wyczuć od niego zapach wilka, mimo że miał na sobie fartuchy i nową skórę.
Z zewnątrz usłyszałam niskie, gorliwe wycie, potem kolejne. Nocny chorał wznosił się,
brakowało jednak zawodzącego głosu Sama, niemniej jednak wciąż piękny. Moje serce przyśpieszyło,
chore od abstrakcyjnego pragnienia. Z podłogi dosłyszałam, jak Sam wydaje niskie kwilenie.
Nieszczęśliwy dźwięk, który utknął gdzieś pomiędzy człowiekiem a wilkiem, rozproszył mnie.
- Tęsknisz za nimi? – wyszeptałam.
Sam wygramolił się ze swojego prowizorycznego łóżka i stanął przy oknie, nieznajoma
sylwetka w zetknięciu z nocą, jego ramiona ściskały jego patykowate ciało.
- Nie. Taaa. Nie wiem. To sprawia, że czuję się … chory. Jakbym tu nie należał.
Brzmi znajomo. Starałam się pomyśleć o czymś co mogłabym powiedzieć by dodać mu
otuchy, lecz nie mogłam się zdecydować na nic, co brzmiałoby szczerze.
- Ale to jestem ja. – nalegał, jego broda szarpnęła, by odnieść się do jego ciała. Nie
wiedziałam, czy chciał upewnić mnie, czy siebie. Pozostawał przy oknie gdy wycia wilków zmieniły się
w crescendo, wywołując z mych oczu łzy.
- Chodź tu i pogadaj ze mną. – powiedziałam, by rozproszyć nas obojga. Sam w połowie się
obrócił, lecz nie mogłam zobaczyć jego wyrazu. – Na podłodze jest zimno i dostaniesz skurczu w szyi.
Po prostu chodź tu.
- Co z twoimi rodzicami? – powiedział, zadając to samo pytanie co w szpitalu. Chciałam
zapytać dlaczego tak się o nich martwi, gdy przypomniałam sobie historię Sama o jego rodzicach i
lśniące, pomarszczone blizny na jego nadgarstkach.
- Nie znasz moich rodziców.
- Gdzie oni są? – spytał Sam.
- Otwierają wystawę, tak myślę. Moja mama jest artystką.
Jego głos zdradzał zwątpienie.
- Jest trzecia w nocy.
Mój głos był głośniejszy niż zamierzałam.
- Wskakuj. Ufam, że będziesz się zachowywał. I nie pognieć prześcieradeł.
Gdy wciąż się wahał, powiedziałam:
- Pośpiesz się, bo ci jeszcze nocy nie starczy.
Posłusznie podniósł jedną z poduszek z podłogi, lecz znów się zawahał przy łóżku. W
przyćmionym świetle, mogłam rozszyfrować jego żałobny wyraz twarzy gdy obserwował zakazane
terytorium łóżka. Nie byłam pewna czy byłam oczarowana jego niechęcią do dzielenia łóżka z
dziewczyną czy znieważona tym, że, najwidoczniej, nie byłam wystarczająco seksowna dla niego by
mógł natrzeć na materac niczym byk.
W końcu wgramolił się. Łóżko zaskrzekotało pod jego ciężarem, i skrzywił się zanim się
usadowił na samym jego krańcu, nie będąc nawet pod kocem. Mogłam teraz lepiej wyczuć nikły
zapach wilka, i westchnęłam z dziwnym zadowoleniem. On też westchnął.
- Dziękuję. – powiedział. Formalnie, jakby rozważał, czemu leżał w moim łóżku.
- Nie ma za co.
Potem uderzyła mnie prawdziwość tych słów. Oto leżałam tu, w łóżku, z chłopcem, który się
przemieniał. Nie jakimś tam chłopcem, który się przemieniał, lecz moim wilkiem. Wciąż odżywało we
mnie wspomnienie oświetlającego się życiem ganku, ujawniającego jego postać po raz pierwszy.
Dziwna kombinacja ekscytacji i nerwów przyprawiła mnie o dreszcz.
Sam obrócił głowę, by na mnie popatrzeć, jakby mój dreszcz nerwów wysłał jakąś racę.
Mogłam dostrzec jego oczy błyszczące w przyciemnionym świetle, kilka stóp dalej.
- Ugryźli cię. Też powinnaś się zmienić, wiesz.
W mojej głowie, wilki otoczyły ciało leżące w śniegu, ich wargi były krwiste, zęby obnażone,
warczały chęcią zabójstwa. Wilk, Sam, odciągnął ciało od zgromadzenia wilków. Poniósł je przez
drzewa na dwóch nogach, które zostawiały ludzkie ślady w śniegu. Wiedziałam, że zasypiam, więc
starałam się otrząsnąć; nie pamiętałam, czy odpowiedziałam Samowi.
- Czasem życzę sobie, bym się zmieniła. – powiedziałam mu.
Zamknął oczy, mile stąd, na drugiej stronie łóżka.
- Też czasem sobie tego życzę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • korneliaa.opx.pl