Rozdzial 14, fan fiction, Miłość, nienawiść i przyjaźń

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
beta: Anna_Rose
tłumaczenie: Masquerade
14. Spacer
Przez las zaczęliśmy iść wąską ścieżką, która była czysta, jednak bardzo,
bardzo mała. Dało się zauważyć, że nie uczęszczano nią często. Oczywiście,
mogła to być również stara dróżka, o której nikt nie wiedział.
Szliśmy w ciszy, ale wcale nie odczuwałam dyskomfortu. Cieszyłam się, że
mogłam być tu z Edwardem, nawet jeśli nie rozmawialiśmy, co nie musiało to
niczego oznaczać.
Oczywiście, miałam nadzieję, że jednak tak, ale wszystkim, co powiedział
Edward było to, że chce mnie odprowadzić do domu, albo jego rodzice go
zabiją. Jednak mógł chcieć tego sam z siebie.
To było takie charakterystyczne dla Edwarda. Nigdy nie wiesz co czuje i
myśli.
Potknęłam się kilka razy, przez co moje ręce były brudne, a dłonie pokrywały
niewielkie zadrapania.
Po tych kilku razach Edward zaczął mnie łapać, kiedy byłam bliska upadku.
To wyglądało tak, jakby robił to automatycznie.
- Wiesz, nie musisz tego robić – mruknęłam, kiedy Edward ponownie mnie
złapał.
Przeklęłam pod nosem, ponieważ znów potknęłam się o kolejny korzeń,
wyrastający z ziemi. Dlaczego znów zaproponowałam spacer po lesie? Racja,
bo byłoby całkiem miło pobyć sam na sam.
Jedyną rzeczą, której byłam pewna, było to, że gdybym znalazła się w tym
miejscu sama, zgubiłabym się już po pierwszej minucie. I skręciłabym
kostkę, uszkodziła nadgarstek, dostała wstrząśnienia mózgu – niepotrzebne
skreślić.
Edward zachichotał.
- Jasne, Bello. Cokolwiek powiesz. Mogę przestać cię łapać?
Wywróciłam na niego oczyma, wbijając wzrok w ziemię. I, oczywiście, znów
się potknęłam. Edward ponownie mnie złapał, co sprawiło, że się
zaczerwieniłam. Jego dotyk sprawiał, że moje ciało przeszywały dreszcze i
wydaje mi się, że mogłabym się do tego przyzwyczaić.
Szliśmy już jakieś trzy godziny i wciąż nie dotarliśmy do miejsca, które
Edward chciał mi pokazać. Teraz byłam jeszcze bardziej ciekawa, nie dbając
o to, co jeszcze może się wydarzyć. Byliśmy zbyt głęboko w lesie, więc
musieliśmy trzymać się razem. I w stu procentach zgadzałam się z tym, co
Edward dla nas zaplanował. Tak bardzo byłam w nim zakochana.
Wykluczając zabicie siebie samej. Nie byłabym skłonna do poświęcenia
swojego życia, póki on egzystował.
- Czy już tam jesteśmy? – zapytałam po raz tysięczny.
Edward zachichotał i poklepał mnie po głowie tak, jakby chciał uspokoić
kilkuletnie dziecko.
- Nie, ale już blisko. Myślę, że jeszcze jakieś piętnaście minut – odparł.
W pewnym momencie spojrzałam na niego. Jego zielone oczy błyszczały. To
sprawiło, że zawrzało we mnie i przeszyło całe moje ciało.
I wtedy potknęłam się po raz kolejny. Edward złapał moją rękę, wysyłając
przez moje ciało kolejne dreszcze.
Trzymał mnie, upewniając się, że już wszystko ze mną w porządku.
- Wiesz… Chyba nie jesteś zbyt dobra w pieszych wycieczkach, co?
Przytaknęłam i zaczerwieniłam się momentalnie. Byłam tak potwornie
zawstydzona, że musiał być świadkiem mojej niezdarności. Jakby nie
wystarczało, że Alice i Rosalie ciągle się jej przyglądały.
- Tak. Zapomniałam o tym, kiedy planowałam to zrobić. – Rugałam siebie za
to na okrągło.
Szliśmy dalej. Wtedy zobaczyłam światło.
- Czy to już?
- Tak. Już prawie jesteśmy. Mówiłem, że to nie zajmie dużo czasu – odparł,
uśmiechając się do mnie.
Niemal ponownie upadłam, ale Edward zdążył złapać moją rękę.
- Wiesz co, bez ciebie pokonałbym tę drogę w godzinę, ale z tobą – spojrzał
na zegarek – zajęło nam to trzy i pół godziny.
- Hej! Chcesz powiedzieć, że jestem powolna? – zapytałam, lekko
rozdrażniona. Jednak on nie narzekał na mnie ani przez sekundę, więc może
to nie było jednak takie złe?
- Tak. Właśnie tak – odparł, uśmiechając się zawadiacko, co sprawiło, że
moje serce podskoczyło. Mogłam poczuć krew płynącą w moich żyłach, przez
co poczułam się całkiem beztrosko.
- W gruncie rzeczy, muszę przyznać, że masz rację. Może to był błąd. Ale,
wiesz, gdybyś ze mną nie poszedł, to nie miałbyś się na kogo wkurzać –
zripostowałam.
Byłam pewna, że się na mnie wkurzał. Cholera, sama bym się na siebie
wkurzyła, gdybym była nim.
- Nie jestem wkurzony, Bello – odparł, wzdychając cicho.
Również westchnęłam.
Nagle Edward złapał mnie ponownie, chociaż nawet się nie potknęłam. To
sprawiło, że jeszcze raz się zaczerwieniłam, więc spojrzałam w bok, by tego
nie widział.
- Teraz uważaj – powiedział.
Zobaczyłam światło przedzierające się spomiędzy drzew.
Chciałam ujrzeć to, co chciał mi pokazać.
- Więc… To jest miejsce, do którego uwielbiam przychodzić, kiedy chcę
odpocząć. Nigdy nikogo tu nie przyprowadzałem, jesteś pierwszą, której to
pokazuję – wyjaśnił Edward.
Moje oczy rozszerzyły się nieco i czułam kilka rzeczy naraz. Po pierwsze,
byłam zaszczycona, że zabrał mnie, dziewczynę, którą ledwie znał, tutaj – w
miejsce swojej prywatności. Po drugie, byłam podekscytowana dzieleniem z
nim tego sekretu. Po trzecie, to dawało mi nadzieję, że być może czuł do
mnie więcej niż okazywał. I po czwarte – byłam ciekawa. Nie mogłam pojąć,
dlaczego to dla mnie robił – dzielił się ze mną tym miejscem.
I nie miałam zamiaru się na to skarżyć.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie wspominała nikomu o tym miejscu. Nie
wydaje mi się, żebyś była w stanie sama je odnaleźć, ale wiesz. Traktuję to,
jako moje miejsce i chciałbym, żeby tak zostało.
Przytaknęłam i wtedy mnie puścił.
Zrobiłam krok naprzód i wtedy moim oczom ukazała się najpiękniejsza rzecz,
jaką kiedykolwiek widziałam.
To była piękna łąka, a słońce sprawiało, że wszystko błyszczało. Było tam
kilka rodzajów kwiatów, otaczających to miejsce. Wyglądały na bardzo
szczęśliwe wśród tylu kolorów. Wszystkie zapachy były przyjemną
mieszanką, która sprawiała, że powietrze stawało się nieco ciężkie.
Wchłonęłam to wszystko i w oka mgnieniu poczułam się szczęśliwsza.
Sapnęłam. Nigdy nie myślałam, że coś takiego może w ogóle istnieć. Łąka
wyglądała jak coś, co istnieje raczej w bajkach, książkach i filmach, nie w
prawdziwym życiu.
- Pięknie, co? – zapytał Edward. Spojrzałam na niego kompletnie zdziwiona.
- T-Tak! Pięknie! – odparłam, nie potrafiąc ubrać w słowa tego, co myślałam.
- Wiem. Cóż, dochodzi dwunasta. Myślę, że powinniśmy zjeść lunch –
powiedział.
Zaśmiałam się.
- Co, masz zamiar upolować misia i upiec go nad ogniskiem?
- Nie, wziąłem jedzenie – odparł, wskazując na swój plecak.
Nawet nie zauważyłam, że go miał.
- A co? Naprawdę myślałaś, że pozwolę ci głodować? No chodź! Musisz mnie
lepiej poznać – odparł, wpatrując się we mnie.
Miałam wrażenie, że bał się, że go wyśmieję.
- Dlaczego kiedykolwiek w to wątpiłam? – mruknęłam, ale znałam
odpowiedź.
Nie mogłam przestać wątpić w to, co mówił i robił. Nigdy nie wiedziałam, co
myśli. Nigdy nie rozumiałam, co myśli. W sumie, to nie potrafiłam zrozumieć
jego całego. Jak, prawdopodobnie, mógł nie zdawać sobie sprawy, że miałam
mieszane uczucia?
Oczywiście, ufałam mu. Ale nie mogłam przestać negować wszystkiego
dookoła niego. Był taki nieprzewidywalny – nigdy nie potrafiłam powiedzieć,
jaki będzie jego kolejny ruch.
Westchnęłam głęboko.
- O czym myślisz? – zapytał zaciekawiony Edward.
Zawahałam się. Powinnam mu powiedzieć?
- Myślę o… o czymś niezbyt ważnym – skłamałam.
Uniósł brew.
Westchnęłam. Powinnam przewidzieć, że nie odpuści.
- Zastanawiam się, czemu mówiłeś, że przestałeś mnie ignorować, a potem
znów to robiłeś. Nadal ignorowałeś mnie tak, jakby nic się nie stało –
powiedziałam. – To było coś, co nie dawało mi spokoju przez jakiś czas –
dodałam.
Potaknął, podczas gdy siadał.
Zrobiłam to samo i próbowałam się zrelaksować. Starałam się oddychać
głęboko, więc uspokoiłam się nieco.
To jednak nie działało. Przez nerwy traciłam oddech.
Podał mi kanapkę i zaczęłam jeść, jednak nie mogłam przełknąć.
Czas oczekiwania na jego reakcję był taki napięty. Czekałam, aż wyjaśni mi
swoje zachowanie.
Wziął głęboki oddech, powodując wstrzymanie mojego własnego.
Zaczął mówić tak szybko, że musiałam się do niego przysunąć, żeby słyszeć.
- Przyzwyczaiłem się do ignorowania ciebie. Na początku nie było łatwo,
wiesz. Chciałem z tobą rozmawiać, poznać cię, ale kiedy i ty zaczęłaś mnie
ignorować – było łatwiej. Przyzwyczaiłem się. Weszło mi w nawyk i nie było
łatwo się tego pozbyć. I ciężko mi teraz z tobą rozmawiać.
Spojrzałam na niego, zaskoczona. Więc ignorował mnie, ponieważ wciąż mnie
nienawidził? Czy nie?
- Więc… Ignorowałeś mnie, bo wciąż mnie nienawidzisz? – zapytałam.
Chciałam być pewna.
Zaśmiał się gorzko.
- Tak myślisz?
Przytaknęłam, sprawiając, że potrząsnął głową.
- Czy byłbym wtedy tutaj z tobą?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Jesteś taki nieprzewidywalny. – Przygryzłam wargę zaraz po
tym, kiedy to wyszło z moich ust.
Nie chciałam powiedzieć tego głośno, ale to się po prostu stało.
- Wydaje ci się, że jestem nieprzewidywalny? – Był zaskoczony, więc
spojrzałam na niego.
- Tak, jesteś – odparłam. Ulżyło mi, że się na mnie nie pogniewał.
Zaśmiał się i westchnął.
Kiedy skończyliśmy lunch, siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę po prostu
ciesząc się słońcem i łąką.
Wtedy Edward zaczął zadawać mi pytania. O Phoenix i o moich przyjaciół
stamtąd.
Kiedy przyznałam, że nie miałam zbyt wielu znajomych, spojrzał na mnie
zaskoczony, ale nic nie powiedział.
Potem pytał mnie o rzeczy związane z moimi rodzicami i dzieciństwem.
Odpowiadałam cierpliwie i starałam się to robić najszczerzej, jak to było
możliwe.
- A co z twoimi byłymi chłopakami? – spytał nagle.
Zarumieniłam się, spoglądając w dal. Jak miałam mu powiedzieć, że nigdy
żadnego nie miałam?
- Co? – spytał zakłopotany.
- J-Ja nigdy nie miałam… - wyszeptałam.
Nie patrzyłam na niego. Nie chciałam widzieć jego twarzy. Czułam, że
poczerwieniałam jeszcze bardziej, więc moje policzki były teraz w odcieniu
dojrzałego pomidora.
- Cóż… A szkoła? – kontynuował, jak gdyby nigdy nic. Ignorował moje
zażenowanie.
Odpowiadałam dalej, dopóki nie zmęczyłam się mówieniem Wyschły mi usta,
więc napiłam się trochę wody.
- A co z tobą? Jakie było twoje dzieciństwo? – zapytałam.
Zesztywniał i nic nie odpowiedział. Spoglądał w daj, unikając mojego
spojrzenia.
- No co? Ty możesz zadawać mi pytania, a ja tobie już nie? – zapytałam,
nieco wkurzona, że zareagował w ten sposób.
- Nie chcę o tym rozmawiać – bronił się.
Przytaknęłam zaskoczona, wciąż się w niego wpatrując.
- Myślę, że powinniśmy wracać do domu – zaproponował.
- Okej. – Zaskoczyło mnie, że nawet o tym nie myślałam.
Jednak kiedy wracaliśmy, zdałam sobie sprawę, że dzień miał się ku końcowi.
Nie zrobiłam nic takiego, a bawiłam się tak dobrze. Wyglądało na to, że samo
przebywanie z Edwardem było już rozrywką samą w sobie. Sprawił, że to był
mój dzień. Dzięki niemu czułam się komfortowo i byłam zrelaksowana. Nie
chciałam, by to odeszło.
Próbowałam z nim rozmawiać, kiedy wracaliśmy, ale nie odpowiadał tak
naprawdę. Udzielał mi jedynie krótkich odpowiedzi.
Co było z nim nie tak? W jednej chwili był dla mnie taki miły, a w następnej
wydawał się wcale mnie nie lubić.
To przeze mnie? Jestem głupia? Robiłam sobie nadzieję na to, że jednak
mnie lubi? Poza tym przecież sam przyznał, że już mnie nie nienawidzi. Ale
czy to oznaczało, że mnie lubi?
Tak, to mogło być przeze mnie. Wyglądało na to, że jego nastrój zmienił się
diametralnie po moim pytaniu. Czy to było zbyt osobiste? Ale wtedy to nie
byłoby w porządku. On zadawał mi te wszystkie pytania, a ja na nie
odpowiadałam. Więc i ja mogłam zapytać go o kilka rzeczy, prawda? Nie
byłoby wtedy sprawiedliwie?
Kiedy dotarliśmy do samochodu, Edward otworzył dla mnie drzwi, ale nie
uśmiechał się już tak pięknie, a jego zielone oczy wydawały się być zacięte i
nie błyszczały tak, jak zwykle.
Do domu jechaliśmy w ciszy.
Rose, Emmett, Jasper i ja wyszliśmy na film. Nasi rodzice wyszli ze
znajomymi. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebował. Wrócimy przed
kolacją.
Alice
- Poszli na film – powiedziałam do Edwarda.
- Dobra. Będę w swoim pokoju – odparł, wchodząc po schodach.
Przytaknęłam, wchodząc do salonu. Próbowałam oglądać telewizję, ale to nie
działało. Nie mogłam się wystarczająco skoncentrować. Moje myśli wciąż
wracały do dzisiejszego dnia.
Mam na myśli to, że to było takie nierealne. Spędziłam dzień z Edwardem. Z
Edwardem – najfantastyczniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek spotkałam
i był dla mnie miły. Miał swoje urocze strony, jednak zauważyłam, że nie
pokazywał ich zbyt często. Pokazywał jedynie mur. Po prostu nie mogłam się
przez niego przebić, choćbym nie wiem, jak bardzo chciała. Chciałam
zobaczyć prawdziwego Edwarda. Tego, który jest za murem.
- Bella? – Niemal podskoczyłam, kiedy usłyszałam za sobą jego głos. Byłam
tak zatracona w swoich myślach, że nie usłyszałam, kiedy wszedł.
- Tak? – mruknęłam delikatnie.
- Przepraszam za moje zachowanie. Po prostu nie jestem przyzwyczajony do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • korneliaa.opx.pl