Rozdział 3, Moja twórczość literacka, Temat - Zmierzch, Święta u Cullenów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Część 3
Po jednym z drzew poznałam, że za kilka minut dojedziemy pod dom Cullenów. Zapatrzyłam się w
ciemną ścianę lasu, zastanawiając się, czy coś białego, co mignęło mi przed chwilą przed oczami, to
jeden z gości czy skutki za długiego snu. Drgnęłam, kiedy poczułam na ramieniu chłodną dłoń.
- Zamknij oczy – szepnął cicho.
Bez żadnego sprzeciwu posłuchałam, by po chwili poczuć jak jego dłoń z powrotem ląduje na mojej.
Czułam, że już dojeżdżamy. Samochód zaczął zwalniać, a ja sama walczyłam z ciekawością i
zaciskałam z całej siły powieki. Dźwięk otwieranych drzwi dał mi nadzieję.
- Otwórz oczy – szepnął Edward, po czym wyciągnął mnie z samochodu i objął w talii, bym nie upadła.
I tym razem go posłuchałam. Zamarłam. Z boku dobiegł mnie chichot Emmetta.
- Mówiłem, że przesadziła – powiedział do mnie z uśmiechem. – Ale przecież znasz Alice.
Pokiwałam tylko głową oszołomiona.
Przez okno widziałam, że w środku domu Cullenów stała ogromna choinka. Zresztą cały budynek
pooblepiany był światełkami i różnymi ozdobami. Jednak nie to doprowadziło mnie do takiego stanu.
Jakby tego, co już zobaczyłam, było mało, wszystkie choinki na zewnątrz, w odległości jakichś pięciu
metrów od domu były oświetlone. Przetarłam oczy, gdyż zostałam oślepiona na ułamek sekundy.
Dobrze się składało, że Cullenowie mieszkali tak głęboko w lesie. Chociaż byłam przekonana, że
każdy samolot, przelatujący nad nami, nie miałby problemów z dojrzeniem tej rezydencji.
- Alice – wyszeptałam, kiwając głową z niedowierzaniem, po czym dodałam do Edwarda. – Pewnie nie
zajęło jej to dłużej niż godzinę, prawda?
W odpowiedzi jednak Edward przycisnął mnie mocniej do siebie.
- Gotowa? – spytał.
Kiwnęłam głową. Dopiero teraz, kiedy oszołomienie minęło przypomniałam sobie o tym, co mnie
czeka. W moich ust wydobył się cichy jęk rozpaczy. Ruszyliśmy w kierunku drzwi.
Kiedy byliśmy na wysokości schodów usłyszałam za nami szelest. Odwróciłam się tak gwałtownie, że
gdyby nie podtrzymywały mnie silne ramiona Edwarda, zapewne leżałabym na ziemi.
- Jasper? – wymamrotałam zaskoczona.
Jasper był jedynym członkiem rodziny wampirów, który nie zbliżał się do mnie za często. Mimo to, nie
czułam się już skrępowana w jego towarzystwie. Zawsze rozumiałam się z nim lepiej, niż z
Emmettem, a nawet niż z Alice. Podzielał moją niechęć do zakupów o od jakiegoś czasu opiekował
się mną jak starszy brat. Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Jasper będzie cię uspokajał – wyjaśnił szeptem Edward, ciągnąc mnie dalej. – Już teraz jestem
zdenerwowana. Nawet ja to czuję.
Za sobą usłyszałam cichy chichot.
- I ktoś musi cię pilnować, żebyś nie zrobiła sobie krzywdy, próbując zamordować Alice – dodał
Jasper, jeszcze raz chichocząc. – Sam nie wiem, co ona przygotowała, ale wolę być na miejscu w
razie czego.
Przystanęliśmy tuż przed drzwiami. Wciągnęłam głęboko powietrze, a uścisk Edwarda na mojej talii
stał się nieco mocniejszy. Otworzył przede mną drzwi i weszliśmy.
- Bella! – Alice już na wejściu rzuciła mi się na szyję. – Co myślisz o sukience?
Tak. Niewątpliwie moja przyjaciółka miała zamiar wyprowadzić mnie dzisiaj z równowagi. Dzięki
Jasperowi, który manipulował teraz przy moich emocjach zdobyłam się na uśmiech.
- Jest śliczna – odparłam. – Nie musiałaś.
Alice uśmiechnęła się szeroko, prawie podskakując z ekscytacji i popędziła do reszty gości.
Ja sama rozejrzałam się ciekawie. Salon wypełniony był wampirami, zajętymi własnymi rozmowami.
Ku nam zmierzały właśnie trzy wampirzyce.
- Miło się znów widzieć, Edwardzie – odparła ta, która stała w środku. – Ciebie również, Jasperze. A to
kto?
Przyglądała mi się z nieskrywaną fascynacją. Podejrzewałam, że jestem jedynym człowiekiem na tej
sali.
- To moja Bella – odparł mój ukochany, spoglądając na mnie z czułością.
Tym wzrokiem odwrócił moją uwagę. Za każdym razem mogłabym zatonąć w jego oczach na długi
czas. Nawet na wieczność.
- Ach, tak. Witaj – wampirzyca uśmiechnęła się promiennie. – Jestem Kate, a to Tanya i Irina.
Tą drugą poznałam od razu. Jej ogniście pomarańczowe kosmyki odróżniały się na tle, teraz biało –
czerwonego wystroju wnętrza. Wszystkie wampirzyce, oprócz niej uściskały mnie. Tanya jedynie
wyciągnęła ku mnie rękę z rezerwą. Zastanawiałam się, czemu Edward się wtedy spiął. Czyżby myśli
Tanyi mu się nie spodobały? Jego mina potwierdziła moją hipotezę.
Udało mi się nie rzucać za bardzo w oczy, chociaż niestety byłam chyba główną atrakcją dla
niektórych wampirów, które traktowały mnie jak jakiś wyjątkowy okaz. Cóż, przynajmniej byli uprzejmi.
Za to przez cały wieczór czułam nieufne spojrzenia, rzucane mi z kąta przez Tanyię. Pozostali mnie
polubili. Nie wiedziałam, czy stało się tak dlatego, że byłam z Edwardem, czy dlatego, że naprawdę
poczuli do mnie choć cień sympatii. Nie miałam wątpliwości, że w każdym innym przypadku zupełnie
by mnie zignorowali.
- Prezenty – pisnęła w końcu Alice, a ja po raz drugi dzisiejszego dnia nie mogłam powstrzymać
cichego jęku.
Kolejny raz poczułam na sobie kilka wampirzych tęczówek. Wiedziałam, że Edward ma teraz
rozbawioną minę i walczy ze sobą, by się głośna nie roześmiać.
Alice rozdawała dziwne paczki, lub przy większych prezentach wyprowadzała na dwór gości.
Wyczułam, że teraz moja kolej, kiedy Jasper zmaterializował się za moim ramieniem.
- Chyba nie będzie tak źle – szepnął.
Zastanawiałam się czy powiedział to zgodnie z prawdą czy tylko po to, by mnie uspokoić.
Przymknęłam na chwilę oczy, widząc Alice uśmiechającą się do mnie szeroko. Kiedy je otworzyłam
stała już przede mną. Zadowolona byłam tylko dlatego, że większość gości zajęła się podziwianiem
swoich podarków, więc nie mogli zobaczyć mojej reakcji. Zostali jedynie Edward, Jasper i Emmett. Dla
tego ostatniego stanowiłam ostatnio sporą część rozrywki.
Przed moim nosem wylądowała paczka, a Alice usadowiła się z boku chcąc widzieć moją minę. Kiedy
już zbierałam się w sobie, by w końcu chwycić na papier, uprzedziły mnie blade ręce Edwarda. Od
razu zrozumiałam o co chodzi. Moje osiemnaste urodziny były tematem, którego wolałam nie
poruszać.
- Proszę – odrzekł, wręczając mi odpakowane pudełko.
Na nieszczęście zostawił mi podniesienie pokrywki. Szybko chwyciłam je, chcąc mieć to już za sobą i
zamarłam. Przez chwilę wpatrywałam się tępo w to, co leżało przede mną, po czym rzuciłam się Alice
na szyję.
- Dziękuję – pisnęłam i odsunęłam się nieco.
Na twarzy mojej przyjaciółki malowało się ogromne zaskoczenie.
- Miałeś rację – szepnęła do Edwarda, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Tak, mogłam przypuszczać, że to Edward nakłonił Alice do kupienia zwykłego prezentu. Wiedział, że
ucieszę się z niego bardziej, niż z czegoś skandalicznie drogiego.
Przede mną leżała książka, którą próbowałam dostać od ponad dwóch miesięcy i naszyjnik, idealnie
pasujący do sukienki, którą razem z Alice wybrałyśmy na sylwestra, Uśmiechnęłam się pod nosem.
Cóż, może naszyjnik nie był tani, ale na pewno nie był samochodem, ani ogromnym diamentowym
grzebieniem, który ostatnimi czasy próbowany mi wcisnąć.
Kiedy wracałam do domu poczułam się nieco lepiej. Nie dostałam żadnego prezentu, z którego
byłabym niezadowolona. Chęć zamordowania Alice przeminęła, a Tanyi miałam nie zobaczyć przez
kolejny rok. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wykwitał powoli na mojej twarzy.
- Podobało ci się? – spytał Edward, kładąc się obok mnie na łóżku i otulając mnie kołdrą.
Kiwnęłam głową, przykładając ręce do jego torsu.
- Dziękuję, że powstrzymałeś Alice – szepnęłam z wdzięcznością. – Ten prezent nawet mi się
podobał.
- Nie ma za co.
Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego na twarzy Edwarda pojawił się tajemniczy uśmiech. Dlaczego
jego oczy rozbłysły jaśniej niż gwiazdy, na te kilka sekund. Przybliżył swoją twarz do mojej.
- Nie zapominaj, że jeszcze ja nie dałem ci prezentu – zamruczał. – Wesołych Świąt, Bello.
Wymawiając ostatnie słowo był już tak blisko, że czułam, jak poruszają się jego usta.
Nachylił się jeszcze bardziej i pocałował mnie, tak, jak jeszcze nigdy.
Te święta na pewno miały utknąć na stałe w mojej pamięci
By Bells
www.lion-and-lamb.blog.onet.pl
www.forks.fora.pl
DON’T COPY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]