Rozdzial 13, fan fiction, Miłość, nienawiść i przyjaźń

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
beta: Masquerade
tłumaczenie: mTwil
13. Po meczu
Kiedy się obudziłam, zdałam sobie sprawę, że jest jeszcze ciemno. Musiało
być przed świtem.
Przekręciłam się, próbując zasnąć. Nie chciałam się jeszcze obudzić. Miałam
taki miły sen... I nie mogłam przestać zastanawiać się czy mógłby stać się
kiedyś rzeczywistością. Ja i Edward byliśmy w nim razem, jako para, i
idealnie do siebie pasowaliśmy. Sam kończył moje zdania, uśmiechał się i
przez cały czas trzymał moją rękę. I, oczywiście, całowaliśmy się.
Lekko dotknęłam ust, mając nadzieję, że będę choć trochę opuchnięte, ale
niestety nie były.
W końcu to tylko sen.
Chwilę później doszłam do wniosku, że i tak już nie zasnę. Uniemożliwiał mi
to natłok myśli w głowie. Przez kilka minut siedziałam na łóżku,
zastanawiając się, co zrobić. Mogłam czekać na Alice, aż przyjdzie mnie
obudzić. To wcale nie musiał być zły pomysł, jednak przypomniałam sobie jej
poranne zachowanie. Wiedziałam, że powinnam tego unikać.
Nie chciałam pisać niczego w moim pamiętniku. Nie miałam niczego do
powiedzenia. W ostatnim czasie nie wydarzyło się nic szczególnego poza
wczorajszą grą, ale to też nie było nadzwyczaj ciekawe.
Mogłabym iść na spacer, musiałam w końcu zaprzyjaźnić się z lasem. Nigdy
nie byłam w żadnym tak wcześnie rano. Nikt by tam nie poszedł, nikt by nie
wiedział, gdzie jestem. Byłabym zupełnie sama.
Tak zrobię. Spacerowanie po lesie daje mi wiele możliwości. Mogłabym być
sama z moimi problemami. Porozmyślałabym o domu, szkole i innych
rzeczach... Jak na przykład moich uczuciach do Edwarda, bez obawy, że ktoś
mi przerwie.
Wzdychając, wstałam. Jako że obudziłam się pierwsza, postanowiłam
najpierw wziąć prysznic. Miałam dużo czasu, więc nawet się nie spieszyłam.
Nie musiałam się martwić, że ktoś mi przerwie. Po ostatnim wieczorze byli
pewnie wykończeni.
Szukałam w mojej szufladzie ręcznika, po czym w końcu przypomniałam
sobie, że wczoraj rano, kiedy zaspałam i byłam już spóźniona do szkoły,
zostawiłam go w łazience. Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, jak było
późno, dopóki się nie rozebrałam.
Ale to było wczoraj. Dzisiaj miałam dużo czasu.
Weszłam pod prysznic i czekałam, aż woda się ogrzeje.
I chociaż nie musiałam się spieszyć, skończyłam dosyć szybko. Umyłam
włosy moim ulubionym szamponem truskawkowym. Ale to była poniekąd
jakaś strata czasu. Kiedy spojrzałam na zegarek, zobaczyłam, że za dwie
godziny słońce już zupełnie wzejdzie.
Wyszłam spod prysznica i wysuszyłam włosy ręcznikiem.
Związałam je w kucyk tak, żeby mi nie przeszkadzały i szybko się ubrałam.
Założyłam swoje czarne jeansy, te same, które miałam na sobie pierwszego
dnia mojego pobytu tutaj i ładny t-shirt.
Kiedy schodziłam na dół, lekko się zawahałam. To niezbyt mądre wychodzić
bez śniadania. Nie wiedziałam, kiedy wrócę. Mogłabym się zgubić, a wtedy
zawsze byłoby lepiej, gdybym miała coś w żołądku.
Ale nawet nie wiedziałam, gdzie mogłabym znaleźć coś na śniadanie.
Każdego ranka, kiedy schodziłam na dół, wszystko było już gotowe.
Wzięłam głęboki oddech, próbując zignorować ogarniający mnie niepokój.
Czułam się, jakbym miała grzebać po czyichś szafkach bez zezwolenia.
Wiedziałam, że tak nie było i próbowałam powstrzymać to uczucie.
Przeszukałam kilka półek i znalazłam miskę, w którą już mogłabym wsypać
trochę płatków. Teraz musiałam je tylko znaleźć.
- Bella? – Prawie wrzasnęłam, kiedy usłyszałam jego zaspany, aksamitny
głos. Obróciłam się, omal nie potykając się o własne stopy.
Zielone tęczówki napotkały moje, a ja, kiedy go ujrzałam, prawie się
zarumieniłam. Miał na sobie piżamę, a jego włosy były lekko rozczochrane.
Sprawiał wrażenie, jakby właśnie wstał z łóżka.
Oczywiście, tak właśnie było. Ale nadal wyglądał tak samo słodko i
seksownie, jak zawsze.
Powstrzymałam pragnienie przeczesania dłonią jego włosów i odwróciłam
wzrok.
- Tak? – odpowiedziałam trzęsącym się głosem. Miałam nadzieję, że był
wystarczająco zaspany, żeby nie zauważyć mojej niepewności.
- Co robisz? – spytał, ziewając. Słodko...
- Szukam płatków – powiedziałam, ponownie się odwracając, żeby uniknąć
zrobienia czegoś, czego mogłabym potem żałować.
- A na cholerę ci teraz płatki? Jest w pół do szóstej. – Ziewnął jeszcze raz.
Uśmiechnęłam się. Jego zaspany głos był taki cudowny...
- Chciałam iść dziś na spacer. Wy i tak będziecie dłużej spać. Chcę zobaczyć
las o wschodzie słońca. Ale najpierw muszę zjeść śniadanie – wyjaśniłam.
Skinął.
- Daj mi pięć minut. Zostań tutaj.
Czekałam kompletnie nieruchomo. Co chciał zrobić? Uszykować mi śniadanie?
W ten sposób marnowałam czas. Chciałam już wstać, kiedy Edward znowu
się pojawił. Był ubrany w jeansy i czarny t-shirt. Wyglądał jak model, który
właśnie wstał z łóżka.
Tak cudownie... Westchnęłam uszczęśliwiona. Nigdy, nawet w snach, nie
wyobrażałam sobie, że mogłabym go takim zobaczyć. Zapamiętam tę chwilę
do końca życia.
- Co chcesz zjeść? – zapytał.
- Nie, Edward, sama sobie coś zrobię – powiedziałam szybko. – Pokaż mi
tylko, gdzie są płatki.
- I tak już nie śpię. Też muszę coś zjeść – powiedział, uśmiechając się do
mnie rozkosznie.
Widziałam, że powoli się rozbudzał, a jego zielone oczy stawały się coraz
bardziej oszałamiające i przeszywające.
- O nie! Obudziłam cię? – zapytałam, jęcząc. Teraz już naprawdę nie czułam
się dobrze.
- Nie, nie obudziłaś. Sam wstałem – powiedział, jednak ja wiedziałam, że to
kłamstwo.
Oczywiście, że mnie usłyszał. Może podczas prysznica, może tutaj, w kuchni,
nie wiedziałam. Nie chciałam wiedzieć.
- W takim razie, powiedz mi po prostu gdzie są płatki, sama sobie poradzę.
Możesz wracać do łóżka – powiedziałam.
Zaśmiał się.
- Naprawdę myślisz, że pozwoliłbym ci iść samej do lasu? Znam cię,
mógłbym nawet stwierdzić, że miałabyś szczęście, gdybyś wróciła przed
północą. Nie, idę z tobą.
- C... co? – wyjąkałam. Zajęło mi chwilę, żeby poukładać sobie jego słowa.
Czy powiedział to, co myślałam, że powiedział?
- Nie, nie pójdziesz ze mną – odparłam stanowczo. – Nie ma mowy. Idę
sama. Nie powinnam zabraniać ci spać tylko dlatego, że chcę się
przespacerować.
Nie było możliwości, abym mogła skupić się na drodze, idąc obok niego.
Byłby dla mnie zbyt seksowny i rozpraszający. Naprawdę chciałam trochę
porozmyślać, ale z nim u boku to prawie niemożliwe.
- Bella, jesteś niepoważna. To jedyny sposób, żebyś była bezpieczna. Nie
pójdziesz tam sama. Będę cały dzień z tobą. Carlisle i Esme zabiliby mnie,
gdybym pozwolił ci wyjść bez opieki, szczególnie o tej porze – mówił krótkimi
zdaniami, jakby wyjaśniał to czterolatkowi.
Jasno dał mi do zrozumienia, że nie ma mowy, żebym z nim wygrała.
Westchnęłam głęboko, poddając się. Może, mimo wszystko, dzień w jego
towarzystwie nie byłby taki zły? Nigdy wcześniej nic takiego nie miało
miejsca, bałam się, co się teraz wydarzy.
- Naprawdę nie ma niczego, co mogłabym zrobić? – zapytałam, trochę, żeby
się rozproszyć, a i upewnić, że dobrze go zrozumiałam.
Uśmiechnął się zawadiacko, przez co moje serce podskoczyło w piersi.
Musiałam przypomnieć sobie, jak oddychać. Trwało to tylko krótką chwilę, w
czasie której próbowałam doprowadzić się do porządku.
Nie pozwól, żeby hormony przejęły kontrolę nad twoim umysłem, Bells.
Złapał swoje klucze, a ja ruszyłam za nim na zewnątrz, w kierunku jego
samochodu.
- Dlaczego mi nie ufasz? Wiesz, że orientuję się w mapie – powiedziałam,
kiedy byliśmy kilka mil od domu. Chciałam po prostu o czymś pogadać,
usłyszeć jego głos. To, jak bardzo byłam od niego uzależniona, wydawało się
śmieszne.
Postanowiłam się odezwać, ale z huśtawkami jego nastrojów nigdy nie
wiedziałam, czego się spodziewać. W jednej chwili był dla mnie miły, a w
następnej znów wracał zimny Edward.
Chciałam mieć go przy sobie cały czas, takiego słodkiego – szorstki mnie
irytował. Czułam, jakby raz mnie lubił, a zaraz potem nienawidził. To
zmieniało się w sekundę.
- Może i tak, ale z twoim szczęściem i tak mogłabyś się zgubić –
odpowiedział.
Zamrugałam zaskoczona, że w ogóle mi odpowiedział. Byłam zbyt
pochłonięta myślami, żeby chociaż zdać sobie sprawę, że rozmawiamy.
- Pewnie masz rację – powiedziałam i westchnęłam. Wydawał się być zawsze
w stosunku do mnie taki bezpośredni...
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Kiedy zaparkował, zaczęłam się
rozglądać.
- Gdzie jesteśmy? Nie masz chyba zamiaru mnie porwać, prawda? –
zapytałam żartobliwie. Edward się zaśmiał.
- Nie, chcę ci coś pokazać. Po prostu chodź za mną.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • korneliaa.opx.pl