Rozdzial 12, fan fiction, Miłość, nienawiść i przyjaźń

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tłumaczenie: Masquerade
beta: Anna_Rose
12. Mecz
Po lekcjach udałam się do biblioteki. Musiałam popracować nad zadaniem z
historii o Drugiej Wojnie Światowej. Powinniśmy oddać prace do poniedziałku, a
nie miałam zamiaru iść do biblioteki w sobotę. Nie byłam pewna, czy Cullenowie
mają wystarczająco dużo informacji na ten temat, więc postanowiłam
wykorzystać szansę i pójść.
Nie miałam zamiaru zapomnieć o meczu, oczywiście, że nie, i teraz miałam dobry
motyw do zamartwiania się.
Szukałam działu, który specjalizował się w tematyce Drugiej Wojny Światowej,
ale nie mogłam znaleźć żadnych książek. Zirytowało mnie to przez chwilę, po
czym doszłam do wniosku, że szukam w złym dziale.
Pokręciłam się trochę, ale nadal niczego nie znalazłam, więc postanowiłam
zapytać bibliotekarkę. Spojrzała w górę, kiedy do niej podeszłam. Miałam
wrażenie, że śledziła moje poczynania, ale nie mogłam sobie wyobrazić, że to
robiła.
- Może mi pani powiedzieć gdzie znajdę książki o Drugiej Wojnie Światowej? –
zapytałam grzecznie, wstydząc się swoich myśli.
Uśmiechnęła się.
- Czy to na twoją pracę z historii?
Zamrugałam zaskoczona. Skąd o tym wiedziała?
- Tak – odparłam ostrożnie.
Zaśmiała się.
- Tamten chłopak był tu kilka minut temu i pytał dokładnie o to samo.
Podążyłam za jej wzrokiem i zobaczyłam Mike’a siedzącego w rogu z kilkoma
książkami o Drugiej Wojnie Światowej.
Kobieta szukała książek, kiedy powiedziała:
- Może moglibyście pracować razem, bo on ma książki, które są najbardziej
użyteczne przy wykonywaniu tego projektu.
- Myślę, że tak. Dziękuję – odparłam i usiadłam obok Mike’a.
- Cześć Mike! Miałbyś coś przeciwko, gdybym pożyczyła jedną z książek? Zdaje
się, że wziąłeś wszystkie – powiedziałam, starając się powstrzymać śmiech,
widząc jego wyraz twarzy.
- Jasne! Zapomniałem, że chodzisz ze mną na historię. Możemy pracować razem!
– odparł uszczęśliwiony. Wyglądał jak pięciolatek, który dostał lody.
- Wolałabym sama napisać swoją pracę, Mike. Szczerze mówiąc, nie umiem
pracować nad czymś takim z kimś… no wiesz. Ale odkąd masz wszystkie te
książki przed sobą, prawdopodobnie nie będziesz miał nic przeciwko, gdybym
również chciała z nich skorzystać – odparłam, czując się nieco winna, bo
zgasiłam go dość ostro.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko!
Wymruczałam „dziękuję” i przystąpiłam do pracy.
- Co sądzisz o Forks? – zapytał, przerywając mi pisanie.
- Jest zielone i mokre. Mieszkałam w Phoenix, więc nie jestem do tego
przyzwyczajona – dodałam, gdy Mike się skrzywił.
- A co sądzisz o Cullenach? Są dla ciebie mili?
- Tak, są – odparłam. – Traktują mnie jak siostrę. Rose i Alice stały się moimi
najlepszymi przyjaciółkami.
Miałam wrażenie, że o coś ich oskarża, więc natychmiast przybrałam postawę
defensywną. Zrobiłabym wszystko, by ochronić moich przyjaciół przed
cierpieniem. A w tym przypadku zapewne oskarżał ich o coś, czego nie zrobili.
- Bez urazy, Bello, ale, jak dla mnie nie wygląda na to, żeby Edward był dla
ciebie miły. Nigdy nie widziałem, żeby kiedykolwiek z tobą rozmawiał – rzekł.
Sposób, w jaki to powiedział sprawił, że poczułam się nieswojo. Jakbym powinna
była bronić
Edwarda
. Nie Cullenów. W tym momencie chłopak był oskarżany o
coś, co… zrobił.
Ups?
- Nie twój interes – powiedziałam wściekle, broniąc go tak czy inaczej.
Mike spojrzał w górę, przybierając zdziwioną minę.
- Wiesz, jeśli ktoś jest dla ciebie niemiły, chciałbym wiedzieć dlaczego tak jest.
Nie zasługujesz na takie traktowanie.
- Nie mam pojęcia, czemu Edward ze mną nie rozmawia i nie obchodzi mnie to.
Nie wydaje mi się, żeby to było złe. Nie mam nic przeciwko.
- Ale ja mam. Nikt nie powinien się tak zachowywać. – Jego głos stał się
delikatny i opiekuńczy, wysyłając dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Dlaczego nie? Zresztą, to nie twoja sprawa! – Stawałam się coraz bardziej
wściekła.
- Słuchaj, zostawmy to, dobra? Ja to akceptuję, więc tobie również nie powinno
to przeszkadzać – dodałam, nim mógł zareagować.
Warknął, ale przytaknął.
Pracowaliśmy przez długi czas. Czasem jedno z nas prosiło o książkę, której nie
mogło dosięgnąć. Skończyłam pierwszą część mojej pracy, kiedy Mike wstał.
- Skończyłem. Ehm… Idziesz ma mecz? – zapytał.
- Tak – odparłam, nie słuchając tak naprawdę, co mówił. Wyłapałam jedynie coś
o „pójściu” i „meczu”.
Spojrzał na mnie zaskoczony, kiedy to powiedziałam.
- Więc do zobaczenia wieczorem!
- Mike, stadion jest ogromny. Wątpię, że się zobaczymy. Poza tym, idę z Rose i
Alice – odparłam.
Uśmiechnął się i odszedł. Wyglądał, jakby myślami był już daleko.
Otworzyłam oczy kompletnie zdezorientowana. Rozejrzałam się dookoła i zdałam
sobie sprawę, że nadal byłam w bibliotece. Musiałam zasnąć, gdy pracowałam.
Spojrzałam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że mecz prawie się skończył.
Westchnęłam. Obiecałam, że przyjdę! Rose i Alice pewnie się teraz martwią.
Zgarnęłam moje książki, wcisnęłam je do torby i wrzuciłam do szafki.
Biegłam przez szkolne korytarze. Im bliżej stadionu byłam, tym krzyki i wrzaski
były głośniejsze. Wbiegłam w tłum szukając Alice i Rosalie, które powinny być w
specjalnej strefie, przeznaczonej dla krewnych graczy.
Gdy zobaczyłam blond włosy Rosalie, przyspieszyłam, wymijając ludzi. Kiedy się
do nich dostałam, taka ulga malowała się na twarzach Alice i Rose, że poczułam,
iż łzy palą moje oczy.
- Bella! Gdzieś ty była?! – Alice zapiszczała mi do ucha.
- Zasnęłam w bibliotece! – wyjaśniłam.
- Wszystko przegapiłaś! – krzyknęła Rosalie, wyglądając na ekstremalnie
szczęśliwą.
Musiałam wyglądać na zażenowaną, gdyż Alice właśnie wyginała się dookoła
mnie, krzycząc mi coś do ucha. Zrobiłam krok do tyłu, niemal następując Rosalie
na palce.
- Nie drzyj mi się do ucha! – krzyknęłam.
Wszystkim co czułam był ból spowodowany wiwatami i wrzaskami.
- Wygrywamy! – powiedziała mi do ucha Rose.
Odwróciłam się, kompletnie oszołomiona.
- Co?! Chyba sobie ze mnie żartujesz! – krzyknęłam.
- Alice i Rose zaśmiały się uradowane i powróciły do oglądania meczu.
Spojrzałam na boisko, szukając Cullenów. Znalazłam ich naprawdę szybko, co nie
było nienormalne. Ich imiona były nadrukowane na tylnej części koszulek, wraz z
numerami. Alice i Rose powiedziały mi, że te numery zostały przydzielone już
wcześniej, więc nie miałabym problemu z odnalezieniem ich, gdybym nie mogła
przeczytać imion.
Zawsze mogłabym znaleźć Edwarda, w ciągu sekundy. Ale kiedy na niego
spojrzałam, nie był Edwardem, jakiego znałam. Biegł, ale nie tak, jak inni
chłopcy. Zdawał się biec niczym puma. Był najszybszy z nich i pełen gracji. Biegł
w dół boiska, unikając wielkich chłopaków z La Push. Gapiłam się na nich przez
kilka minut. Byli naprawdę… ogromni… Nawet więksi niż sobie wyobrażałam. Nie
biegli szybko, ale za to wpadali na każdego, kto stanął im na drodze.
Zauważyłam, że kilkoro ludzi ma wszędzie siniaki, a z boku boiska, jeden z
chłopaków, miał złamaną rękę. Jednak Jasper i Edward wciąż ich wymijali, robiąc
uniki, gdy się bronili. Spojrzałam na tablicę wyników. Pozostało pięć minut.
Niemal podskoczyłam, gdy z piersi tłumu wydobył się nagły wiwat.
- Touchdown! – wrzasnęły głosy spikerów.
Alice i Rosalie były skrajnie szczęśliwe. Nie mogłam nic na to poradzić; również
szeroko się uśmiechałam. Chociaż przegapiłam wszystko, nic nie mogłam
poradzić na to, że czułam się szczęśliwa. Kto nie byłby szczęśliwy, gdyby wszyscy
dookoła śmiali się i wiwatowali?
Oglądałam, mimo że nie wiedziałam co się dzieje. Ale zrozumiałam, że przeciwna
drużyna robi się coraz bardziej zła, ponieważ przegrywała. Edward i Jasper byli,
oczywiście, liderami; wszyscy zawsze podawali do jednego z nich. Lawirowali
pomiędzy graczami, podczas gdy Wilki La Push zniechęcały się coraz bardziej.
Wtedy usłyszałam dźwięk brzęczyka, sygnalizujący koniec gry. Alice i Rosalie
krzyczały i wiwatowały wraz z innymi. Nasza drużyna wyglądała nawet na
bardziej szczęśliwą niż tłum. Wszyscy uśmiechali się szeroko i przybijali innym
piątki.
Nie mogłam oderwać wzroku od krzywego uśmiechu Edwarda. To sprawiło, że
również się uśmiechnęłam. Spowodowało to, że jego oczy zaczęły błyszczeć,
mogłam to dostrzec z miejsca, w którym stałam. Nie mogłam uspokoić motyli w
moim brzuchu. I wtedy nasze oczy nagle się spotkały. Mogłam zauważyć, że był
zaskoczony, ale uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam gest, rumieniąc się przy
tym. Wiedziałam, że nie mogłabym być już czerwieńsza.
Gdy tłum opuścił stadion, Alice, Rosalie i ja czekałyśmy, aż chłopaki do nas
dołączą.
- Wow – powiedziałam.
Spojrzeli na mnie, czekając na kontynuację.
- Teraz już wiem o czym mówiliście – dodałam, myśląc jak wytłumaczyć to, co
czułam.
- Czułam się… fantastycznie. Czułam się, jakbym była częścią tamtego tłumu,
chociaż nie wiem nic o futbolu. – Uśmiechnęłam się na koniec.
- Taaa. – Alice zgodziła się, szczerząc zęby do mnie.
- Dokładnie tak się czułam, kiedy po raz pierwszy byłam na meczu –
wytłumaczyła Rosalie.
Westchnęłam.
- I tak jestem rozczarowana, bo przegapiłam większość. Wygląda na to, że
zasnęłam, bo gdy się ocknęłam, było już za późno.
- Wydawało nam się, że po prostu specjalnie chciałaś opuścić mecz – powiedziała
Alice, zerkając na Rosalie. Obie przytaknęły, przekazując sobie sekretną
wiadomość.
- Więc byłyśmy bardzo szczęśliwe, że dotarłaś – dodała Rosalie.
Zgodziłam się i już chciałam coś powiedzieć, kiedy Alice i Rose zaczęły się
uśmiechać.
Otwarto drzwi za nami. Słyszałyśmy śmiejących się chłopaków, na twarzach
moich przyjaciół widziałam szerokie uśmiechy.
- Hej, dziewczyny! Hej, Bello! Myślałem, że nie przyjdziesz na mecz – powiedział
Edward.
- Ale przyszłam – odpowiedziałam, nie patrząc na niego. – Chociaż trochę się
spóźniłam. Przegapiłam większość meczu, ale zobaczyłam ostatnie dziesięć
minut, które w zupełności mi wystarczyły – wyjaśniłam, ale wciąż czułam się z
tego powodu zażenowana.
- Dlaczego się spóźniłaś? – zapytał chłopak.
Zarumieniłam się, kiedy na mnie patrzył. Nie patrzyłam na niego, ale czułam na
sobie jego wzrok.
- Zasnęłam w bibliotece – przyznałam.
Wszyscy zaczęli się śmiać, ale nie czułam się źle z tego powodu.
Poza tym, to
było
śmieszne. Co nie zmieniało faktu, że wciąż byłam zażenowana.
- Możemy wracać do domu? – zapytał Jasper, patrząc na nas wszystkich.
Podeszliśmy do naszych samochodów, by poodwozić się do domów.
Wyszczerzyłam się. Alice, Rosalie, Emmett i Edward byli poza zasięgiem.
Prowadzili zbyt szybko, szczególnie dla mnie. Jasper odwoził Alice, więc mogłam
odwieźć pozostałych.
Byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam czekającego na mnie Edwarda.
Przeszłam obok mojego samochodu.
- Dlaczego czekasz? – zapytałam, zaskoczona, że się nie zarumieniłam.
- Nie masz kluczyków, a Alice chciała wziąć prysznic. Moi rodzice śpią. Rose
szykuje się do łóżka. Emmett i Jasper również chcieli wziąć prysznic. Jestem
jedyną osobą, która ma czas, by poczekać. I tak muszę czekać, aż wszyscy będą
gotowi – wyjaśnił.
- Dobra… Dzięki – powiedziałam, czując, że rumieniec występuje na mą twarz.
Otworzył dla mnie drzwiczki, zachowując się jak prawdziwy dżentelmen. Bardzo
starałam się, by go nie dotknąć, gdy mijaliśmy się przy drzwiczkach. Nie
chciałam poczuć tej elektryczności przeszywającej całe moje ciało.
Poszłam do swojego pokoju, gdzie natychmiast zasnęłam. Ostatnią rzeczą, jaką
zobaczyłam, był krzywy uśmiech Edwarda, gdy zamykał za sobą drzwiczki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • korneliaa.opx.pl