Rosyjskie baśnie ludowe(1), PDF

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rosyjskie baśnie ludowe
Każdy robił swoje
Przyszła lisica do chłopskiej zagrody, jeszcze chwilka, a już by się zakradła do kurnika, ale
rzuciły się na nią dwa psy. Jeden większy od drugiego. Oczy im płoną, sterczą uszy, jęzory
wysunięte!..
Lisica w nogi i takimi sadzi susami, że już ma pole za sobą, już mokradło minęła i widać las.
Ale psy po piętach jej depczą, o mały włos za ogon chwycą.
Jakoś dobiegła lisica do lasu, dała nurka do nory pod drzewem, schowała się.
Psy biegają dokoła drzewa, ujadają, ale dostać się do lisicy nie mogą.
Odetchnęła lisica i zaczyna sama ze sobą rozmawiać:
- Uszka moje, uszka! Kiedy biegłam, coście, uszka, robiły?
- Słuchałyśmy, wciąż słuchałyśmy, gdzie są psy!
- A wy, moje nóżki, a wy, nóżki, coście robiły?
- Biegłyśmy, wciąż biegłyśmy, żeby cię psy nie dopędziły.
- A wy, oczka, wy, oczka moje, oczęta, coście robiły?
- Patrzyłyśmy wciąż, patrzyłyśmy, żebyś się, liszko, nie potknęła.
- A ty, ogonie, coś ty robił, ogonie?
- Co robiłem, co robiłem? Z tyłu się pętałem, na wietrze powiewałem!..
- Ach, więc to tak! - rozgniewała się lisica.- Poczekaj, poczekaj! Dam ci zaraz nauczkę!
I wysunęła ogon z nory, wołając do psów:
- Nuże, potarmoście go, niech ma za swoje!
Chwyciły psy za ogon i... wyciągnęły lisicę z nory.
Biada lisicy, biada! Jeszcze chwila, jeszcze sekunda i przyjdzie jej koniec. Na szczęście
wyrwała się lisica psom i uciekła.
Widzisz, lisico: niby ogon nic nie znaczy, a sprawić może, że głową przypłacisz.
Lisica i cietrzew
Biegła lisica przez las, patrzy - a na drzewie siedzi cietrzew. Widzi go lisica dobrze, ale
dosięgnąć nie może. Jak by go ściągnąć w dół, na ziemię?
"No - myśli lisica - nic łatwiejszego, jak wywieść tego milczka w pole!"
- Cietrzewiu, cietrzewiu! - zawołała.- Byłam w mieście.
- Bu-u-u, bu-u-u! Byłaś, to byłaś.
- Cietrzewiu, cietrzewiu, o zarządzenie się wystarałam.
- Bu-u-u, bu-u-u! Wystarałaś się, to się wystarałaś.
- Żebyście wy, cietrzewie, nie siedziały na drzewie, żebyście się przechadzały po łąkach
zielonych, po trawie.
- Bu-u-u, bu-u-u! Przechadzać się, to się przechadzać.
Nie rusza się jednak cietrzew z miejsca, siedzi, nawet nie drgnie.
- Bu-u-u, bu-u-u! - rozzłościła się lisica. - Więc dlaczego się nie przechadzasz?!
- Bo słucham.
- Czego słuchasz?
- Ktoś tam jedzie, jakieś kopyta stukają.
Zaniepokoiła się lisica.
- Kto jedzie?
- Chłop.
- A kto za nim biegnie?
- Źrebak.
- Cietrzewiu, cietrzewiu! A jaki ogon ma ten źrebak? Jaki ogon?
- Zakręcony.
- No, bywaj, cietrzewiu! Spieszę się do domu.
Zastanówmy się teraz, kto tu kogo wywiódł w pole.
Lisica i żuraw
Zaprzyjaźniła się lisica z żurawiem. Przyszło jej raz na myśl, że trzeba żurawia ugościć i
poszła zaprosić go do siebie.
- Przyjdź, kumie, przyjdź, mój drogi! Dobry będzie poczęstunek.
Idzie żuraw na proszony obiad, a lisica ugotowała manny i rozsmarowała ją na talerzu. Podała
gościowi i zachęca go do jedzenia:
- Jedz, kumie kochany! Sama ugotowałam.
Żuraw dziobem puk-puk-puk po talerzu. Stukał, stukał, ale manny nawet nie skosztował.
A lisica tymczasem liże sobie kaszkę, liże, aż sama wszystko zjadła.
Zjadła i mówi:
- Nie miej mi za złe, miły kumie! Niczym więcej poczęstować cię nie mogę!
- Pięknie dziękuję, kumo! - mówi żuraw. - Przyjdź teraz do mnie w gościnę.
Nazajutrz przychodzi lisica do żurawia, a ten przyrządził chłodnik, wlał go do dzbana o
wąskiej szyi, postawił na stole i powiada:
- Jedz, kumo, poczęstuj się!
Lisica biega dokoła, uwija się, zachodzi to z jednej strony, to z drugiej.
Powącha dzban, poliże, ale do chłodnika językiem nie dostaje.
A żuraw tymczasem dziobie i dziobie...
Dziobał tak, póki wszystkiego nie zjadł.
- No, kumo, nie miej mi za złe! Nie mam już więcej żadnego poczęstunku.
Zwiesiła lisica nos na kwintę. Myślała, że się naje na cały tydzień, a tymczasem poszła do
domu z pustym żołądkiem. Odtąd już się lisica i żuraw nie przyjaźnią.
A mówi przecież mądre przysłowie: "Jak ty komu, tak on tobie".
Owca, lisica i wilk
Uciekła owca od chłopa. Idzie i spotyka lisicę.
Pyta lisica owcę:
- Dokąd cię licho poniosło, kumo?
A owca jej na to:
- Och, kumo! Byłam w trzodzie u chłopa, ale dłużej tak żyć nie mogę; narobi baran głupstw,
nabroi, a skrupi się wszystko na owcy! Postanowiłam więc, że pójdę sobie, gdzie oczy
poniosą.
- Mam taką samą ciężką dolę! - powiedziała lisica. - Zagryzie tchórz kurę, inną porwie, a na
kogo pada podejrzenie? Na mnie, albo na mego brata lisa. Tylko my jesteśmy winni! Nikt
inny... Wiesz co, uciekajmy razem!
I ruszyły obie w dalszą drogę.
Szły, szły, aż tu idzie na ich spotkanie wilk samotnik.
- Jak się masz, kumo! - wita się z lisicą, a na owcę nawet nie spojrzy, jakby jej w ogóle nie
było.
- Dzień dobry! - odpowiada lisica.
- Daleko idziesz?
- Gdzie oczy poniosą, bracie! - westchnęła lisica i opowiedziała wilkowi, jakie ma
zmartwienie.
Wysłuchał wilk i też westchnął:
- Ech, kumo! Alboż doczekasz się sprawiedliwości na świecie! Ze mną ta sama historia:
rozszarpie niedźwiedź cielaka, a wszystkiemu jest winien wilk samotnik, nikt inny!... Wiesz
co, chodźmy razem!
Idą w trójkę, a wilk, jakby dopiero teraz zauważył owcę, wciąż na nią zerka. Wreszcie mówi
do niej:
- Hej, owco, przecież ty masz na sobie mój kożuch!
Łypnął na nią okiem i wyszczerzył zęby. Struchlała owca, nie wie, co powiedzieć, mowę jej
odjęło.
Usłyszała lisica słowa wilka i wtrąciła się od razu:
- Rzeczywiście to twój kożuch, kumie?
- Pewnie, pewnie, że mój! - wykrzyknął wilk.
Domyśliła się lisica, że wilk chce się rozprawić z owcą sam, a wtedy jej, lisicy, nie pozostanie
nic innego, tylko samej biec o głodzie dalej. Zapytała więc:
- A gotów jesteś na to przysiąc, kumie?
- Jestem gotów, przysięgnę! - od razu wyraził zgodę wilk.
- No to chodźmy! - powiedziała lisica. - Będę świadkiem.
A zauważyła już przedtem, że chłopi zastawili na ścieżce sidła. Podprowadziła wilka do tych
sideł i mówi:
- O, akurat dobre miejsce. Postaw tu łapę i przysięgnij, że kożuch jest twój, a potem go sobie
weźmiesz.
Wilk nawet nie spojrzał i uderzył łapą na znak, że niby przysięga.
Jeszcze dobrze, że nie w sidła uderzył, tylko po ziemi! Sidła trzasnęły jednak, zgrzytnęły
żelaznymi zębiskami i zamknęły się. Szczęściem, nie zacisnęły wilczej łapy, bo przepadłoby
wilczysko!
Co to za przysięga! Rzucił się przerażony wilk do ucieczki, a lisica i owca też nie omieszkały
uciec czym prędzej, póki były zdrowe i całe.
Rozejrzały się dokoła - co to? Przyszły z powrotem tam, skąd wyruszyły w drogę.
A owca powiada:
- No, kumo, dziękuję ci za nauczkę! Nabiegałam się do woli, najadłam śmiertelnego strachu.
Lepiej żyć w trzodzie u chłopa.
- Masz rację! - powiedziała lisica.- Pójdę też do domu, a w razie czego potrafię sobie z
tchórzem poradzić. Bo a nuż moje futro, podobnie jak twój kożuch, okaże się ni stąd ni zowąd
cudze.
Widzicie! Dobrą nauczkę dostali wszyscy troje: i lisica, i owca, a nawet wilk!
Pęcherz, słomka i łapeć
Byli sobie Pęcherz, Słomka i Łapeć.
Poszli do lasu narąbać drew. Doszli do rzeki, ale jak się przez nią przeprawić, nie wiedzą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • korneliaa.opx.pl