Rudnicka Oga - Martwe Jezioro, Kryminał i sensacja(2)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RUDNICKA OLGAMartwe JezioroOLGA RUDNICKABeata Rostowska, stojac przed drzwiami biura detektywistycznego, bila sie z myslami. Dobrze znala agencje Knap & Wspolnicy. Firma, w ktorej pracowala, czesto korzystala z jej uslug. Radoslaw Knap zajmowal sie wykrywaniem oszustw finansowych, wyszukiwaniem ukrytego majatku oraz rozwiazywaniem podobnych spraw. Beata przyszla dzis w sprawie prywatnej. Miala nadzieje, ze nawet jesli Knap nie zainteresuje sie jej przypadkiem, to moze poleci inna wiarygodna agencje, ktora nie bedzie zwodzic jej miesiacami i wyciagac pieniedzy za rzekome postepy. Problem, ktory ja nurtowal, wymagal rozwiazania, a nie uzerania sie z niekompetentnymi osobami.Knap ze wspolczuciem przygladal sie siedzacej naprzeciwko mlodej kobiecie. Sprawa byla standardowa, co wcale nie znaczy, ze prosta, zwlaszcza dla osoby bezposrednio zainteresowanej.-Jest pani pewna?-Czego? - Beata zmarszczyla brwi. - Informacji, ktore panu przekazalam?-Nie. Domyslam sie, ze co do faktow nie ma watpliwosci. Inaczej by tu pani nie bylo. Pytam, czy jest pani pewna, ze chce zaczynac te sprawe?-To nie ja ja zaczelam. Ktos zrobil to za mnie, i to jeszcze przed moim urodzeniem. Ja tylko chce znac prawde.-Rozumiem, ale powiedzenie, ze prawda wyzwala, nie zawsze sie sprawdza.-Prosze po prostu powiedziec, czy moze mi pan pomoc? - Beata nie zamierzala wdawac sie w dywagacje filozoficzne. Referujac przed chwila cala historie Knapowi, upewnila sie tylko w swoim postanowieniu. Nienawidzila klamstwa i hipokryzji, bo zbyt dlugo zyla w takim swiecie. Chciala uwolnic sie od przeszlosci, ale najpierw musiala ja naprawde poznac.-Nie moge wziac tej sprawy. To nie moja dzialka.-Rozumiem... Jestem panu wdzieczna za poswiecony czas. - Beata wstala. - Czy moglby mi pan wyswiadczyc uprzejmosc i polecic...-Jakie to mlode pokolenie niecierpliwe - usmiechnal sie Knap. - Prosze pozwolic mi skonczyc. Wspolnicy w nazwie firmy nie wzielo sie znikad. Moj wspolpracownik przyjmie te sprawe. Mamy maly podzial rodzajowy, poza tym jest mlodszy i woli prace w terenie. Ja juz, niestety, preferuje cieple kapcie i wygodny fotel.-Co pozwala panu osiagac niebywale rezultaty. - Opadla z ulga na fotel. Knap byl rzetelny i uczciwy. Podejrzewala, a raczej miala nadzieje, ze wspolnik odznacza sie tymi samymi cechami.Beata przygladala sie uwaznie mezczyznie, ktorego sekretarka wprowadzila do gabinetu. Wysoki, szczuply, krotko ostrzyzony brunet sprawial przyjemne wrazenie.Knap zapewnial, ze wspolnik jest synem jego przyjaciela, z ktorym przez lata prowadzil biuro. Przemek Macierzak odziedziczyl udzialy w spolce, ale nie to przesadzalo o jego kwalifikacjach. Pracowal dziesiec lat w policji w wydziale kryminalnym. Zrezygnowal po szczegolnie brutalnej sprawie zabojstwa dziecka. Nie potrafil juz odnalezc sie w tej pracy i zaczal pomagac ojcu, zaraz po tym jak uzyskal licencje prywatnego detektywa. Byl godny zaufania i dyskretny. Knap krotko zreferowal sprawe wspolnikowi.-W pierwszej kolejnosci w takich sytuacjach sprawdzamy mozliwosc adopcji, ale takie informacje moze pani uzyskac sama. Nie musi pani korzystac z uslug biura. - Macierzak probowal zniechecic przyszla klientke.-Wiem. Nie mam na to jednak czasu, nie mam tez ochoty na te cala biurokracje. Wolalabym, zeby pan sie tym zajal. - Beata byla zdecydowana. Nie znala wprawdzie wspolnika Knapa, ale robil dobre wrazenie, poza tym inne biuro nie wchodzilo w gre... Tutaj znala zleceniobiorce, w innej sytuacji musialaby zaufac nieznanej firmie, a zaufanie przychodzilo jej z trudem.-Dobrze. Nasz prawnik przygotuje odpowiednie dokumenty. Prosze mi tylko powiedziec, czy jesli sie okaze, ze nie jest pani dzieckiem adoptowanym, zyczy pani sobie dalszego prowadzenia sprawy?-Oczywiscie. Chce poznac prawde.-To moze nie byc takie proste. Jesli w gre wchodzi zdrada malzenska, odnalezienie po latach winowajcy moze byc niemozliwe, zwlaszcza ze urodzila sie pani, jesli dobrze zapamietalem, w Stanach.-Owszem, ale matka byla tam tylko pol roku. Do poczecia musialo dojsc w Polsce - oznajmila beznamietnym tonem, nie zwracajac uwagi na zmieszanie detektywa.Zawsze lubila nazywac sprawy po imieniu. Krazenie wokol tematu uwazala za strate czasu.-Nie chcialaby pani jeszcze tego przemyslec? Z doswiadczenia wiem, ze takie sprawy sa trudne, burza zycie rodzinne. Powinna pani zdawac sobie sprawe z konsekwencji...-Ja nie mam zycia rodzinnego - przerwala mu bezceremonialnie. - I chce wiedziec dlaczego. Jestem wdzieczna za troske, ale nie mozna zburzyc czegos, czego nie ma, i czego w zasadzie nigdy nie bylo.Macierzak przyjal uwage w milczeniu. Sprawy rodzinne zawsze byly trudne. Do biura nie przychodzili ludzie szczesliwi, lecz zdesperowani.-Co za dzien - pomyslala Beata, wjezdzajac na parking. Byl chlodny pazdziernikowy wieczor, swiatla latarni rozjasnialy mrok, kladac dlugie cienie na alejkach parku i plytach chodnikowych. Mieszkala na tym osiedlu od roku razem z przyjaciolka, z ktora znaly sie od czasow studenckich. Mialy szczescie. Trzypokojowe lokum udalo im sie wynajac od starszej pani, ktora wyjechala do Niemiec do corki. Wolala nie sprzedawac mieszkania, na wypadek gdyby "zlota jesien" u corki okryla sie patyna albo sniedzia. Beata nie byla pewna, ktory ze szlachetnych metali czym sie pokrywa. Zasadniczo chodzilo o to, ze starsza pani wolala zabezpieczyc sobie tyly, na wypadek gdyby zycie za granica jej nie odpowiadalo. Poza tym dodatkowe fundusze z wynajmu stanowily "kieszonkowe" do skromnej renty, jak zwykla mawiac. To kieszonkowe nie bylo wcale az tak male. Ale w gruncie rzeczy nie mialy powodu do narzekan. Kuchnia polaczona z pokojemjadalnym, ktory pelnil zarazem funkcje salonu, wspolna lazienka i dwie niewielkie sypialnie gwarantowaly wygode i poczucie prywatnosci, czego wprawdzie jej przyjaciolka i wspollokatorka nie mogla pojac i ustawicznie buszowala po jej szafie, a to w poszukiwaniu paska od spodni, a to torebki. Beate troche to irytowalo, ale zasadniczo nie miala tajemnic, a w szafie nie chowala rozkladajacych sie zwlok. Dopoki Ulka trzymala sie z daleka od jej komputera, dokumentow i rzeczy bardziej osobistych niz obuwie czy nowa torebka, wbudowanie sejfu w sciane nie bylo konieczne. Beata tak naprawde dziekowala losowi za przyjaciolke, ktora znosila jej humory i dzielila sie z nia wlasna rodzina. Czasem az za bardzo, pomyslala z ironia. Ciekawe, jak dlugo uda mi sie unikac tych nieudolnych prob wyswatania mnie z jej bratem... - zastanawiala sie, wyciagajac torby z zakupami z bagaznika.-Do diabla - mruknela. - Jak mam sie z tym zabrac? Nie ma sily, bede musiala obrocic dwa razy. - Patrzyla ze zniecheceniem na przeladowana dokumentami aktowke, zsuwajaca sie z ramienia torebke oraz foliowe reklamowki z zakupami spozywczymi.-Dobry wieczor, sasiadeczko! - Az podskoczyla, slyszac za soba belkotliwy pijacki glos.-Panie Zenku! - zawolala z wyrzutem. - Nie moze pan tak sie skradac i ludzi straszyc.-Prosze o... - czknal poteznie, chwiejac sie na nogach - o wybaczenie... Laskawa sasiadeczka poratuje w potrzebie? Co? - ciagnal niezrazony potepiajacym spojrzeniem dziewczyny. - Da pani piataka potrzebujacemu? - dodal, blagalnym spojrzeniem dajac do zrozumienia, ze ten potrzebujacy to wlasnie on.-Panie Zenku... - powiedziala z wyrzutem, patrzac karcaco. - Nie wstyd panu? Pije pan, zebrze i jeszcze straszy ludzi. Ladnie to tak? - Patrzyla surowo na niewysokiego mezczyzne, wiecznie majacego problemy z utrzymaniem pionowej postawy.-Ladnie to moze nie. - Pan Zenek zgodzil sie z opinia sasiadki, co wcale nie znaczylo, ze zamierzal odpuscic. - Ale swoj honor mam i wcale nie ze... ze... wolam o piataka za darmola - wyjakal po chwili z wyraznym trudem.-Ja sasiadeczce pomoge z tymi torebkami. Pod same drzwi zaniose, to bedzie... - znow czknal -...uczciwie zapracowane.Pan Zenek byl w gruncie rzeczy nieszkodliwym pijakiem, ale jego zona nie miala z nim lekko - juz od kilku lat samodzielnie utrzymywala ich oboje, dorabiajac szyciem do skromnej renty.-To jak bedzie, sasiadeczko? Bo koledzy czekaja...-Pan Zenek uznal za stosowne przypomniec o sobie zamyslonej dziewczynie.-Dobrze, dobrze - zgodzila sie z westchnieniem. - Ale tylko do klatki. Ze schodami sobie poradze.-Ale ja pod same drzwi mieszkanka moge zaniesc -zaoferowal sie rycersko.-Tak, panie Zenku. Tylko kto zaniesie pana? - Z ubolewaniem pokrecila glowa, zywiac uzasadnione podejrzenie, ze schody dla pana Zenka to aktualnie przeszkoda nie do pokonania. - Do klatki wystarczy - powiedziala stanowczo.-Bo ja zawsze mowilem - pan Zenek tylko dzieki torbom zachowywal pion - ze z pani to dobra kobieta, nie to, co moja zona, swiec Panie nad jej dusza...-Alez panie Zenku! - Beata az zatrzymala sie ze zdumienia na srodku parkingu. - Przeciez pana-Owszem - zgodzil sie pan Zenek. - Ale to zla kobieta i musze modlic sie za jej dusze juz teraz.Beata parsknela smiechem. Pijak byl uciazliwy jak rzep i trudno bylo sie go pozbyc, ale nie mozna bylo go nie lubic. Podobno rozpil sie dopiero kilka lat temu, kiedy najstarsza corka zginela w wypadku samochodowym, co wcale nie znaczy, ze wczesniej stronil od kieliszka.-Panie Zenku, nie powinien pan tyle pic - westchnela, zdajac sobie sprawe, ze zadne napomnienia nie pomoga, zwlaszcza ze sama wlasnie zgodzila sie wspomoc jego nalog. - Dziekuje za pomoc - powiedziala, otwierajac drzwi prowadzace do wnetrza budynku. - Prosze tu polozyc. Dalej sama sobie poradze albo poprosze kolezanke, to zejdzie... Juz daje tego piataka...-Dziekuje, sasiadeczko, dziekuje - zaczal sie klaniac, probujac niezdarnie pocalowac w reke Beate, ktora pospiesznie zaczela podnosic torby, chcac uniknac sliniacego sie ze szczescia sasiada.-I prosze pozd...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]