Rozbicie PUBP, Żołnierze Wyklęci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Grzegorz Makus
Rozbicie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie - 22 X 1946 r.
Powojenne podziemie zbrojne było emanacją dąŜeń niepodległościowych polskiego
społeczeństwa i aŜ do czasu powstania w roku 1980 NSZZ „Solidarność”, było największym
czynnym zrywem Polaków przeciwko reŜimowi komunistycznemu narzuconemu nam przez
Związek Sowiecki. W 1945 r. polskie podziemie skupiało w swoich szeregach około
250 tys. konspiratorów, z czego 20 tys. Ŝołnierzy walczyło z bronią w ręku w oddziałach
leśnych, a przecieŜ to tyle, co w kulminacyjnym momencie powstania styczniowego, w lecie
1863 r. W dramatycznym roku 1945 skala antykomunistycznego oporu zbrojnego była tak
wielka, Ŝe gdyby nie sowieckie dywizje stacjonujące w Polsce, uzurpatorska władza
komunistyczna zostałaby w naszym kraju zmieciona z powierzchni ziemi w ciągu kilku
tygodni.
Najdotkliwsze dla reŜimu komunistycznego były udane akcje uwalniania więźniów.
W latach 1944-1947 doszło do 88 uderzeń na więzienia i areszty w miejscowościach nie
mniejszych niŜ miasta powiatowe oraz na obozy MBP i NKWD. W ponad 100 akcjach odbito
więźniów równieŜ z gminnych aresztów milicyjnych, transportów i szpitali. W trakcie tych
wszystkich działań, w których poświęcając własne Ŝycie, niesiono wolność towarzyszom broni
i rodakom, uwolniono w sumie ok. 5000 osób. Wystąpienia te naleŜą do najchlubniejszych
kart polskiego podziemia niepodległościowego po 1944 r.
Na mapie powojennej Polski Lubelszczyzna była jednym z regionów najbardziej
nasyconych działalnością antykomunistycznego podziemia. Wśród wielu nazwisk i pseudonimów
Ŝołnierzy walczących z sowietyzacją kraju, w pamięci mieszkańców powiatu włodawskiego
i sąsiednich na zawsze zapisali się pochodzący z Włodawy bracia ppor. Leon Taraszkiewicz
„Jastrząb” i ppor. Edward Taraszkiewicz „śelazny”, dowodzący od 1945 r. lotnym oddziałem
partyzanckim WiN [Wolność i Niezawisłość], działającym na ziemi chełmsko–włodawskiej.
Podkomendni braci Taraszkiewiczów w znacznej części wywodzili się z lokalnych struktur
Armii Krajowej, tak jak pierwszy dowódca oddziału - Tadeusz Bychawski „Sęp”. Po jego śmierci
w czerwcu 1945 r. obowiązki te przejął Leon Taraszkiewicz „Jastrząb”, zastępcą zaś został Edward
Taraszkiewicz „śelazny”, który z kolei objął dowództwo po śmierci brata w styczniu 1947 r. Pod
ich dowództwem oddział na przestrzeni kilku lat wykonał wiele spektakularnych akcji przeciwko
komunistom, zaś jedną z najpowaŜniejszych operacji bojowych było rozbicie Powiatowego Urzędu
Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie, w wyniku którego uwolniono ok. 70 więźniów.
Była druga połowa 1946 r., mijał pierwszy rok ich nieustannej walki z komunistami.
Siedziba znienawidzonego PUBP we Włodawie od wielu juŜ miesięcy przykuwała uwagę
„Jastrzębia” jako ognisko ciągłego zagroŜenia dla jego oddziału i setek mieszkańców powiatu
włodawskiego współpracujących z nim i jego placówkami. Tu mieścił się ośrodek dyspozycyjny
wypraw pacyfikacyjnych i centrum informacyjne agentury, gdzie nad całością tych działań
niepodzielną władzę sprawował sowiecki „doradca” major NKWD Aleksiejew. Tam równieŜ
znajdował się areszt, w którym odbywały się wstępne, często bestialskie, przesłuchania
aresztowanych. Wieści o biciu, torturach, o zmuszaniu do współpracy okryły ponurą sławą
piętrowy budynek przy Al. Piłsudskiego. Konto włodawskiego UB obciąŜało dodatkowo
kilkudziesięciu zabitych w akcjach pacyfikacyjnych i obławach, oraz kilkuset aresztowanych
wcześniej i wysłanych do Lublina członków konspiracji niepodległościowej. Rachunek krzywd był
tak wysoki, Ŝe „Jastrząb” wcześniej czy później musiał podjąć próbę ataku.
Niespotykane dotąd natęŜenie fali obław KBW, UB i MO, jakie nastąpiły w okresie od
sierpnia do października 1946 roku sprawiło, iŜ włodawskie więzienie zapełniło się dziesiątkami
aresztowanych. Wśród nich znaleźli się waŜni członkowie konspiracji Obwodu WiN Włodawa,
m.in. komendant rejonu Dębowa Kłoda - Piotr Kwiatkowski „Dąbek”, jego adiutant Wojciech
Kąfera „Wojtek”, komendant placówki Białka - Władysław Kondracki „Kulon” i wielu
współpracowników oddziału.
„Jastrząb” juŜ wiosną 1946 roku podsuwał plan ataku na PUBP zarówno kpt. Zygmuntowi
Szumowskiemu „Komarowi”, komendantowi Obwodu WiN Włodawa, jak i jego zastępcy por.
Klemensowi Panasiukowi „Orlisowi”, ci jednak konsekwentnie wstrzymywali się od wydania
zgody na tę akcję. Odmowę motywowali ryzykownością przedsięwzięcia, jako Ŝe we Włodawie
stacjonował pułk wojska (49 p.p. „ludowego” WP). W zaistniałej sytuacji „Jastrząb” nie mógł
dłuŜej czekać i decyzję o ataku na włodawski PUBP podjął samodzielnie. Wsparcie obiecał mu
zawsze niezawodny dowódca innego lokalnego oddziału WiN - Józef Strug „Ordon”.
Na dwa dni przed akcją, 20 października, odbyła się powszechna „mobilizacja” nie tylko
kadrowych członków oddziału, lecz równieŜ ludzi z placówek obwodu. Zebrało się w ten sposób
ok. 65 doskonale uzbrojonych partyzantów. Plan wyprawy był w jego wstępnej fazie typowy.
NaleŜało zarekwirować na szosach kilka samochodów, aby nimi dotrzeć do miasta całą grupą
uderzeniową. „Jastrząb” z wydzielonym pododdziałem udał się na skrzyŜowania szos Lubartów -
Biała Podlaska i Lubartów – Radzyń Podlaski. 21 października w pobliŜu wsi Glinny Stok
zarekwirował samochód osobowy z przyczepą. Zdobytym pojazdem grupa dotarła na umówione
miejsce spotkania z oddziałem Józefa Struga „Ordona” - do wsi Czarny Las w powiecie
lubartowskim.
O świcie następnego dnia wyruszono w kierunku Parczewa.
„Jastrząb” podzielił oddział na dwie grupy, które otrzymały zadania wykonania działań
mających odciągnąć uwagę sił komunistycznych od głównego celu akcji. Jedna pod jego
dowództwem wyruszyła do Milejowa, gdzie rozbroiła posterunek MO i dokonała rekwizycji
w miejscowej przetwórni. Druga, z „śelaznym” i „Ordonem”, obrała kurs na Łęczną, gdzie równieŜ
rozbrojono posterunek MO, zarekwirowano zaopatrzenie w miejscowej spółdzielni i spalono
drewniany most na Wieprzu. Po ponownym połączeniu obu grup całe zgrupowanie ruszyło
w kierunku Cycowa, gdzie rozbrojono kolejny posterunek MO i zniszczono połączenia
telefoniczne. Po osiągnięciu szosy Chełm-Włodawa oddział zatrzymał samochód z oficerami WOP
z Chełma, których nie rozbrojono, a jedynie przestrzelono koła samochodu.
TuŜ przed Włodawą „Jastrząb” dał sygnał do zatrzymania. Podczas zbiórki na skraju lasu
oficjalnie podał do wiadomości główne zadanie, którym był atak na PUBP we Włodawie
i uwolnienie przetrzymywanych tam więźniów. We wtorkowy wieczór 22 października 1946 r. ok.
godz. 18.00 trzy samochody z partyzantami wjechały do miasta. TuŜ przed rynkiem na krótko
przystanęły. Albin Bojczuk „Lew”, Zdzisław Pogonowski „Szakal” i dwóch innych partyzantów
zostało wysłanych by zająć pocztę i przerwać łączność. JuŜ w obrębie rynku, jadący w pierwszym
samochodzie „Jastrząb” poznał idącego z naprzeciwka ubeka - Leona Zubiaka. Został on
rozbrojony, wciągnięty do samochodu i w głuszącym szumie silników zastrzelony (wykonanie
wyroku spowodował znaleziony przy funkcjonariuszu UB niewysłany jeszcze list, w którym ubek
nazywał „Jastrzębia” i „śelaznego” bandytami i obiecywał, Ŝe ich pozabija wraz z całą ich rodziną,
łącznie z 5-letnim bratem Józefem).
Po tym zdarzeniu cała kolumna skierowała się do powiatowej komendy MO, którą
opanowano bez walki. Zaskoczenie było pełne. Załoga komendy została rozbrojona, powierzona
opiece kilku partyzantów, a samochody ruszyły dalej. Pod PUBP we Włodawie zajechano równie
śmiało jak przed siedzibę KPMO, celowo czyniąc duŜo hałasu. Wszyscy byli ubrani w mundury
wojskowe, a „Jastrząb” postępował na czele grupy szturmowej. Pewnie wkroczył na wartownię, na
której znajdowała się równieŜ stołówka. Kolejne minuty „śelazny” tak relacjonował w swym
pamiętniku:
Wartownik zatrzymuje ich pytaniem: Stój, kto idzie? Nie zwracając uwagi na pytanie,
„Jastrząb” idzie dalej mówiąc do wartownika: Stań na baczność, durniu! Nie widzisz, Ŝe my
z Chełma? Przy słowach tych mija go spokojnie i idzie w kierunku drzwi wartowni. Po cichu
chłopcy idący za nim rozbrajają osłupiałego wartownika. Na wartowni, gdzie była jednocześnie
jadalnia UB, była kolacja; przy stołach siedzą ubeki w ilości około 20-tu, gdy wchodzi „Jastrząb”,
witając ich słowem: czołem!
[…]
Funkcjonariusze PUBP odpowiedzieli na powitanie i wrócili do jedzenia, jednak element
zaskoczenia nie zadziałał, gdyŜ „Jastrząb” został rozpoznany przez jednego z ubeków, który kilka
miesięcy wcześniej dostał się w ręce partyzantów i został zwolniony. Ubecy zaczęli się niepewnie
podnosić z miejsc, jednak na chwilę powstrzymała ich komenda: „ręce do góry!”. W tym momencie
z pokoju obok wyskoczył „nieoficjalny pracownik U.B.” - jak nazywano go w jednym z raportów -
Wołodymyr Fedoszczenko „Czumak”, referent propagandy I rejonu OUN, który zdezerterował
i podjął współpracę z UB. Zaatakował on idącego za dowódcą jednego z partyzantów
(N.N. „Śmigły”) i wyrwał mu broń, jednak nie zdąŜył jej uŜyć gdyŜ został zastrzelony przez
„Jastrzębia”. Niestety „Śmigły” zginął od kul wycofującego się juŜ w zamieszaniu innego
funkcjonariusza UB Władysława Hulewskiego, który chwilę później został równieŜ zastrzelony
przez atakujących partyzantów. W trakcie dalszej walki zginał kolejny ubek Michał Czerkan, kilku
zaś zostało rannych, w tym „sowietnik” mjr Aleksiejew.
Zablokowawszy ogniem broni maszynowej grupę „bezpieczniaków” w stołówce, większość
oddziału ruszyła pod główny gmach, z którego okien równieŜ zaczęto strzelać. Na piętrze
zabarykadował się szef PUBP kpt. Mikołaj Oleksa, doradca z NKWD mjr Aleksiejew i ośmiu
referentów UB. Powiadomili oni telefonicznie szefa sztabu 49 p.p. WP kpt. Wersockiego o ataku
na urząd i wezwali na pomoc wojsko. Pomimo ostrzału prowadzonego z okien partyzantom udało
się wedrzeć do budynku, podłoŜyć i zdetonować miny. Od eksplozji zawaliła się jednak klatka
schodowa, co uniemoŜliwiło zdobycie piętra, a tym samym opanowanie całego budynku PUBP.
W tej sytuacji Ŝołnierze „Jastrzębia” przystąpili do uwalniania więźniów, zamkniętych
w piwnicach. Tak zapamiętał tamte chwile jeden z uczestników akcji, Jan Jarmuł „WąŜ”:
[…]
Wysadziliśmy w powietrze te drzwi, ale oberwaliśmy klatkę schodową i nie moŜna tam
[było]
wejść
[na piętro budynku PUBP]
. Ale nic, mówi
[„Jastrząb”]
, teraz będziemy wypuszczać... ty
siedziałeś tu, znasz rozkład tych cel. Tam gdzie krzyczałem do męŜczyzn: cofnijcie się pod ulicę, pod
okna od ulicy,
[bo]
będziemy granatami otwierali drzwi, to w porządku, ale tam gdzie kobiety –
pisk, płacz, lament.
[...]
mieliśmy granaty, a te zamki to były takie pudła, jeszcze carskie, te
zamczyska na wierzchu. I Leon mówi: wiesz jak będziemy otwierali? Granatami. Dlatego
krzyczałem by w celach pod ulicę się cofnęli. Leon z jednej strony korytarza, ja z drugiej,
odbezpieczamy granat i
[kładziemy]
na to pudło i jak on eksplodował to spręŜynę odbijał i same
drzwi się otwierały. Kobiety jak wyskoczyły... jak płakały! jak nas całowały!”
W jednym z raportów sporządzonym po ataku przez funkcjonariuszy UB pisano, Ŝe
uwolnionych aresztantów bandyci zaprowadzili do budynku szkolnego
[obecnie Liceum
Ogólnokształcące im. T. Kościuszki]
, gdzie z nimi całowali się, a następnie grupami skierowali ich
w odpowiednich kierunkach. Po nadaniu kierunku ucieczki aresztowanym, bandyci zaczęli wraz
z samochodami, niezbyt szybkim tempem wycofywać się poza obręb miasta – pomocy ze strony
wojska nadal nie było (Walka ta trwała, t.j. do czasu wycofania się bandy, ok. jednej godziny i 30
minut).
Dopiero po upływie kilkunastu minut od wycofania się partyzantów z Włodawy pod
budynkiem PUBP pojawili się Ŝołnierze z 49 p.p., jednak jak wynika z raportu skierowanego do
MBP w Warszawie przez szefa WUBP w Lublinie Franciszka Piątkowskiego, po ok. 30 min.
wrócili do koszar bez większego zainteresowania losem funkcjonariuszy zabarykadowanych
w spustoszonym gmachu. W tym samym raporcie szef WUBP informuje równieŜ (co znajduje teŜ
potwierdzenie w relacji jednego z uczestników ataku – Stanisława Pakuły „Krzewiny”), Ŝe
wcześniej Ŝołnierze ci oddali kilka strzałów w kierunku partyzantów, jednak po przemowie
„śelaznego”, który udał się do nich i powiedział: „Polacy nie strzelajcie, przyszliśmy obronić
naszych więźniów”, przerwali ogień i pozwolili partyzantom na spokojne wycofanie się poza
Włodawę. Jak widać Ŝołnierze stacjonujący na terenie przedwojennych koszar nie bardzo śpieszyli
się z odsieczą dla ubeków, jeŜeli przez 1,5 godziny zdołali dotrzeć jedynie w okolice cmentarza
przy skrzyŜowaniu ul. Lubelskiej z Al. Piłsudskiego. W tej sytuacji trudno się dziwić Leopoldowi
Pytko, ongiś Ŝołnierzowi 49 p.p., który w wydanej w 1975 roku pracy „Z dziejów 49 Pułku
Piechoty 1945-1947” odwaŜył się z uznaniem ocenić działania „Jastrzębia”, pisząc, Ŝe
akcja
napadu na Włodawę była charakterystycznym przykładem bardzo wnikliwego i przebiegłego
planowania. Zaskoczyła ona zarówno włodawskie organa bezpieczeństwa, jak i Ŝołnierzy pułku.
W wyniku udanego uderzenia na PUBP we Włodawie, które było ostatnią w skali całego
kraju akcją podziemia na Urząd Bezpieczeństwa, wolność odzyskało około 70 osób. Niestety
partyzanci ponieśli równieŜ straty. Zginął wspomniany juŜ N.N. „Śmigły” oraz Wacław Kondracki
„Sybirak”, którego zastrzelił jeden z milicjantów, podczas walki jaka się wywiązała na KPMO,
opanowanej na początku działań. Kilku partyzantów odniosło teŜ niegroźne rany, co jednak nie
przeszkodziło oddziałowi w rozbrojeniu grupy 10 Ŝołnierzy z 49 p.p., na którą natknięto się
w drodze powrotnej koło wsi Kołacze. Zabrano im amunicję, pozostawiając broń, a po krótkiej
przemowie puszczono wolno.
Dalsze losy głównych organizatorów i dowódców tej spektakularnej operacji potoczyły się
niestety tragicznie. Leon Taraszkiewicz „Jastrząb” został śmiertelnie ranny 3 stycznia 1947 r.
w ataku na garnizon propagandowo-ochronny „ludowego” WP w Siemieniu. śołnierze Rejonu
I Obwodu WiN Radzyń Podlaski potajemnie pochowali go na cmentarzu w Siemieniu. Powtórny -
uroczysty - pogrzeb legendarnego dowódcy odbył się 30 czerwca 1991 r.
Edward Taraszkiewicz „śelazny”, który przejął komendę na oddziałem po poległym bracie,
walczył z komunistycznym reŜimem do 1951 r. Do jego likwidacji utworzono specjalną grupę
operacyjną KBW o krypt. „W”, w której skład weszły cztery bataliony piechoty. W wyniku
zakrojonej na szeroką skalę kilkumiesięcznej gry operacyjnej, ustalono miejsce pobytu „śelaznego”
i jego trzech ostatnich Ŝołnierzy w ZbereŜu n. Bugiem [pow. Włodawa]. 6 października 1951 r.
kilkusetosobowa obława UB-KBW otoczyła zabudowania, w których przebywali partyzanci.
Przebijając się z okrąŜenia przerwali oni dwa pierścienie obławy, zdobyli samochód terenowy, lecz
w trakcie odskoku natknęli się na sztab dowodzenia operacją i tam, zabijając jeszcze
funkcjonariusza UB i raniąc kilku Ŝołnierzy KBW Edward Taraszkiewicz „śelazny” i jeden z jego
Ŝołnierzy Stanisław Torbicz „Kazik” polegli w walce.
Przez pół wieku komuniści, by zatrzeć i zeszmacić pamięć o tych ludziach, piórami
usłuŜnych propagandzistów zrobili z nich pospolitych bandytów i patologicznych morderców.
Jakby tego było mało, nie tylko w barbarzyński sposób sprofanowali ich ciała, grzebiąc wielu z nich
w nieznanych miejscach, ale odebrali rodzinom nawet prawo do wyraŜania bólu i upamiętnienia
swoich bliskich. Dopiero po 1989 r. powoli zaczęła przebijać się do opinii publicznej prawda o tych
ostatnich bohaterach Antykomunistycznego Powstania. Jednak nawet w wolnej Polsce potrzeba
było prawie 20 lat, by mogli zostać upamiętnieni tak jak na to zasłuŜyli, pięknym pomnikiem
w reprezentacyjnym miejscu Włodawy. Swoistym dopełnieniem elementarnej sprawiedliwości
i oddaniem im hołdu było nadanie pod koniec 2009 r. przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego
obu braciom - „Jastrzębiowi” i „śelaznemu” - pośmiertnie KrzyŜy Wielkich Orderu Odrodzenia
Polski, Polonia Restituta, jednego z najwyŜszych polskich odznaczeń państwowych. JakŜe
tragicznie wymownym jawi się dzisiaj fakt, Ŝe od 10 kwietnia 2010 r. otrzymali teŜ szansę, by Panu
Prezydentowi podziękować „osobiście”.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]